. Webmaster: Zdzisław Bziukiewicz tel. 0607-676356
Dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w www.kurpie.com.pl jest zabronione bez zgody właściciela. Podstawa prawna: art. 25 ust. 1 pkt 1 b ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Copyright kurpie.com.pl / Zdzisław Bziukiewicz 2007 |
Z Kroniki Szkoły Podstawowej w Wachu Księga IV str. 44 - 58 Napisał w latach 1966 - 24.08.1984 r. Józef Siwik Dyrektor Szkoły . |
Po obejrzeniu obory zajrzyjmy jeszcze do wiejskiej chaty. W sieni przy ścianie tam były „żarna” służące do ręcznego mielenia zboża na mąkę. Ich wygląd w sposób uproszczony przedstawia zamieszczony niżej rysunek. Mieszkańcy Wacha to urządzenie nazywali „żarny”. Trochę więc inaczej, niż brzmi poprawna jego nazwa. Żarna składały się z podstawy zrobionej z grubego pnia drzewa. W górnej części tego pnia wydłubywano zagłębienie, w którym umieszczano dolny kamień żaren tak, aby krawędzie otworu pnia wystawały ponad górną powierzchnią tego kamienia na wysokości około 7 centymetrów. W środku tego kamienia wykuwano otwór o średnicy około 1 centymetra. W ten otwór wkładano żelazny pręt o zwany „stepno”. Stepno musiało luźno przesuwać się w otworze dolnego kamienia. Miało ruchomą podstawę, którą razem ze stepnem można było przy pomocy śruby lub klina podnieść w górę i opuszczać w dół. Stepno wystawało trochę ponad powierzchnię dolnego kamienia żaren. Na wystającym końcu stepna spoczywała „paprząca”. Był to kawałek żelaza o kształcie graniastosłupa z nawierconym pośrodku zagłębieniem tak, aby paprząca mogła się na stepnie lekko obracać. Zadaniem paprzący było dźwigać na sobie górny kamień żaren. Stepno i śruba regulacyjna pozwalały zbliżać i oddalać od siebie powierzchnie trące obu kamieni i przez to zwiększać lub zmniejszać tarcie między nimi w zależności od potrzeb podczas mielenia. W kamieniu górnym żaren wykuty był otwór o średnicy około 12 centymetrów. Otwór ten nazywano „ducaj”. Do niego wsypywano ziarno podczas mielenia. Wsypywano je po trochu, stopniowo po jednej garści. Do górnego kamienia żaren była przymocowana z boku na jego obwodzie „kulka”. Był to kawałek gałęzi skrzywiony pod kątem prostym, wyszukany w lesie i odpowiednio obrobiony. Jeden jego koniec przymocowywany był do kamienia obręczą żelazną, drugi wystawał poza obręcz. W tym wystającym końcu wiercono otwór. „Kulka” umożliwiała obrót wirowy kamienia żaren, a pomocą w tej czynności był „mlon” i „kłopot”. Kłopot to deska z otworem wmontowana w ścianie nad żarnami. Mlon to kij, w którego jeden koniec był wbity kolek drewniany lub żelazny. Ten kołek wkładało się w otwór kulki, a koniec mlona w otwór kłopotu. Takie urządzenie pozwalało obracać kamień górny żaren, Który trąc swą powierzchnią o nieruchomą powierzchnię kamienia dolnego miażdżył ziarno na mąkę. Powierzchnie trące kamieni żaren w czasie pracy wygładzały się. Gdy były wygładzone, ślizgały się po sobie i nie miażdżyły dobrze ziaren. Trzeba było co pewien okres przekuwać je stalowym kilofem, aby były chropowate. Mielenie zboża na mąkę w żarnach było pracą bardzo ciężką. Kto namełł w żarnach mąki na chleb, umiał potem ten chleb szanować i cenić. Nie wyrzucał go nigdy na śmietnik. Nie obrzynał z chleba skórek i przylepek. Nigdy ten chleb nie był za stary lub źle upieczony. Gdy przypadkiem upadł mu kawałeczek tego chleba na ziemię, podnosił go z szacunkiem, całował, przepraszając za zniewagę i zjadał. Żarna służyły również do robienia kaszy gryczanej i jęczmiennej. Żarna były jeszcze używane w Wachu w latach dwudziestych po I wojnie światowej. W następnym okresie zaczęły je stopniowo zastępować młynki poruszane kieratem i siłą koni. Istniały w tamtych czasach wiatraki i młyny wodne. Wiatraka w Wachu i jego okolicy nie było, ale młyny wodne były na dopływie Narwi zwanym Omulew. Najbliżej Wacha znajdował się młyn wodny w Kopaczyskach w odległości około 10 km. Drugi młyn wodny był w miejscowości Czarnotrzew odległej około 15 km, a trzeci w Białobrzegu w odległości około 27 km. Mieszkańcy Wachu najczęściej korzystali z młyna wodnego w Kopaczyskach, ale i tamte dalej położone czasem odwiedzali. Do młyna jeździli mleć żyto na mąkę pytlową, z której wypiekano biały chleb na święta lub na wesele. W młynie można było wymienić żyto na mąkę pszenną potrzebną na kluski, na racuszki, zwane w Wachu pępuchami i na świąteczne placki. Ale na czarny chleb powszedni mąkę mielono w żarnach. Aby łatwiej było otrzymać z żyta mąkę, przed mieleniem suszono żyto w suszarnikach, na piasku, w piecach chlebowych lub na płytach kuchennych. Ususzone żyto przemielano w żarnach tylko jeden raz. Z tego powodu otrzymaną mąkę nazywano „razówką”, a czarny chleb z niej wypieczony chlebem razowym lub razowcem. Kilka krotny przemiał tej samej porcji żyta pozwalał uzyskać mąkę pytlową białą i otręby. Ale takiego przemiału dokonywano tylko w młynach. Obejrzyjmy teraz wnętrze kuchni dawnej wiejskiej chaty w naszej wsi. Nad płytą kuchenną i otworem do pieca chlebowego znajdowała się tam „kapa”. Była ona podobna do trójspadowego daszku, spod którego prowadził otwór do komina. Przez ten otwór przedostawała się do komina para wodna wydzielająca się z garnków, w których gotowano potrawy na śniadanie lub na wieczerzę dla rodziny. Przedostawał się też dym podczas palenia w piecu chlebowym. Otwór ten można było zamykać i otwierać przy pomocy zasuwy zwanej szybrem. Gdy nie była jeszcze znana nafta, w chlebowym piecu palono nasycone żywicą kawałki drzewa zwane drzazgami w celu oświetlenia w długie jesienne i zimowe wieczory. Ulatniający się obficie przy paleniu smolnych drzazg dym przedostawał się najpierw pod kapę, a potem przez komin wychodził na zewnątrz i nie zanieczyszczał powietrza w chacie. Znane były już wtedy świece. Robiono je z wosku pszczelego i z łoju zwierzęcego, przeważnie z łoju wołowego. Ale na oświetlenie mieszkania świecami mogli sobie pozwolić tylko ludzie bardzo bogaci, bo świece drogo kosztowały, a wosku i łoju ludzie mieli wtedy mało, o wiele mniej, niż potrzebowali. Gdy polski aptekarz Łukasiewicz wynalazł lampę naftową, zaczęła się ona pojawiać również w chatach wiejskich. Ale oświetlenie mieszkań na wsi lampą naftową stosowano dawniej tylko przy ważniejszych okazjach ze względu na koszty nafty którą trzeba było kupować. A pieniędzy ludzie na wsi mieli bardzo mało w tamtych czasach. Do oświetlenia mieszkania używano więc najczęściej naftowego kaganka, który dawał mniej światła, niż lampa, ale za to wypalało się w nim mniej nafty. Taki kaganek, zwany też „mercem”, ludzie na wsi sporządzali sobie z kałamarza od atramentu i metalowej rurki. Ta rurka zabezpieczała zanurzony w nafcie bawełniany lub lniany knot przed przeniesieniem się po nim płomienia do nafty w kałamarzu i chroniła naftę w kałamarzu, aby nie zapaliła się i nie spowodowała wybuchu, co mogłoby grozić pożarem całego domu. Zrobiony z kałamarza kaganek, wykorzystano do zbudowania prostej latarki naftowej. Budowano ją z kawałka deski, drutu i butelki z obciętym dnem. Dno butelki obcinano przy pomocy sznurka. Umocowany za obydwa końce sznurek owijano naokoło butelki blisko jej dna. Następnie wykonywano ruchy butelką w jedną i drugą stronę wzdłuż sznurka tak., żeby powodować tarci sznurka o butelkę. Na skutek tarcia sznurka o butelkę miejsce pod sznurkiem nagrzewało się. Nagrzane na butelce miejsce polewano zimną wodą i dno od butelki odpadło. Inny sposób obcinania dna butelki polegał na owinięciu jej w pobliżu dna kilkoma włóknami lnu umoczonymi w nafcie. Włókna podpalano. Miejsce pod włóknami nagrzewało się. Następnie zanurzano butelkę dnem do dołu w zimnej wodzie i dno odpadało. Butelka bez dna służyła jako osłona dla płomienia kaganka wstawionego do latarki. Z taką latarką z butelkową osłoną można było wyjść na podwórko i do obory, aby wykonać potrzebne prace nawet wtedy, gdy było ciemno. Butelkowe latarki były jeszcze używane w Wachu jeszcze w latach trzydziestych po I wojnie światowej. Takie latarki naftowe, jakich obecnie używają rolnicy do oświetlenia wozu konnego przy podróżowaniu w nocy zostały zbudowane najpierw w Ameryce, a rozpowszechnili je w Polsce Niemcy wprowadzając w czasie II wojny światowej obowiązek oświetlania wozów konnych w nocy. Niemcy dostarczali wystarczającą ilość takich latarek oraz nafty i nakaz oświetlenia wozów konnych w nocy surowo egzekwowali. W Polsce przed II wojną światową takiego nakazu nie było. Po II wojnie światowej obowiązek oświetlania wozów konnych w porze nocnej wprowadzono również w Polsce. Istniały również dawniej lampy naftowe stojące na stole. Były one pomysłowo wykonywane i pięknie ozdobione. Płomień ich palnika naftowego osłaniały nie tylko szklane osłony z przezroczystego szkła, ale dodatkowo jeszcze pięknie ozdobione klosze najczęściej ze szkła o barwie mlecznej. Mieszkańcy Wacha takich lamp nie mieli, bo zbyt drogo kosztowały zużywały dużo nafty. Takie lampy były używane w mieszkaniach bogatych ludzi w mieście i w szlacheckich dworach. Obecnie takie lampy nie są już potrzebne, ale nadal podobają się ludziom i przywiązanie do tych lamp pozostało. Dziś w wielu domach można spotkać takie stojące na stole lampy do tych dawnych bardzo podobne, a różniące się od nich tylko tym, że zamiast palnika naftowego mają żarówkę elektryczną. Te unowocześnione lampy stojące na stole stały się obecnie dostępne dla mieszkańców naszej wsi i w wielu domach w Wachu się znajdują. Takimi lampami i latarkami, jakich rysunki zamieściłem w Kronice szkolnej oświetlano mieszkania w Wachu do 1960 roku. W tym roku w naszej wsi przeprowadzono elektryfikację i lampy naftowe przestały być ludziom potrzebne. Umeblowanie kuchni wiejskiego domu w Wachu stanowiły dawniej regały na miski i łyżki, ślaban, drewniane wiadro do wody, kilka stołków i ława, którą w Wachu nazywano „zedel”. Na ścianie obowiązkowo musiały być zawieszony obraz jakiegoś świętego. W kuchni nie było stołu i krzeseł. Regał na miski i łyżki, który dawniej pełnił rolę szafki kuchennej, był zbudowany z dwóch pionowo ustawionych desek połączonych dwiema lub trzema półkami. Nie miał ściany tylniej. Od przodu górną część i boczne ściany miał przystrojone listwami ozdobnie powycinanymi w kurpiowskie wzory. Do półek przybite były listewki, które zabezpieczały, aby ustawione tam gliniane miski nie zsuwały się na podłogę. Te gliniane miski były w taki sposób wykonane, jak jeszcze obecnie wykonuje się z gliny doniczki do kwiatów. Pierwsza od góry półka miała powycinane wgłębienia do zawieszania w nich łyżek po jednej w każdym wgłębieniu. Ta półka nazywała się „łyżnik”. Cały regał od przodu był otwarty i niczym go nie zasłaniano. Taki regał zawieszano na ścianie. W niektórych chatach były regały o bocznych ściankach przedłużonych w dół. Stały one na podłodze, a o ścianę tylko się opierały. Ślaban było to łóżko ciekawie zbudowane. W dzień przykrywano je pokrywą zrobioną z dwóch szerokich desek złączonych ze sobą w jedną deskę dwiema drewnianymi poprzeczkami, ale bez użycia gwoździ. Łóżko stawało się wtedy miejscem do siedzenia. Mogło na nim usiąść pięć osób. Na noc zdejmowano pokrywę i wysuwano z niego tak zwaną zasuwę, jak szufladę ze stołu. Mogło wtedy na nim spać dwie osoby. Posłanie w tym łóżku stanowiła słoma przykryta lnianą płachtą – prześcieradłem. Poduszki i pierzynę lub inne przykrycia wykorzystywane podczas spania w ślabanie przechowywano w innym łóżku. Stołki i ławy, które znajdowały się w kuchni wiejskiej chaty, były zrobione z grubych desek lub drewnianych bali. Były też stołki okrągłe o trzech nogach. Ich zaletą było to, że w każdym miejscu stabilnie stały. Ławę najczęściej stawiano przy piecu, bo w czasie zimy domownicy siedząc na ławie mogli grzać sobie przy piecu plecy. Ława służyła nie tylko do siedzenia, ale również jako stół do spożywania posiłków. Wystawiano na niej miski z jedzeniem. Członkowie rodziny siedzieli naokoło ławy na stołkach i jedli ze wspólnej miski lub z dwóch misek, gdy rodzina była większa. Posiłki gotowano dwa razy w ciągu dnia. Rano spożywano gotowane śniadanie, a wieczorem wieczerzę. W ciągu dnia zaspakajano głód suchym prowiantem, którego podstawowym składnikiem był chleb. Z kuchni wiejskiej chaty przejdziemy do alkierza, W tym pomieszczeniu przeznaczonym do spania stało jedno lub dwa łóżka, tak zbudowane, że można je na noc rozsuwać, a na dzień zsuwać. I w tych łóżkach za posłanie służyła słoma przykryta lnianą kapą, pod głowę poduszki z pierza, a do przykrywania się w czasie snu pierzyna. Kołdry nie były dawniej znane. Latem gdy było gorąco, w czasie snu przykrywano się utkanymi na krosnach w domu płachtami, które nazywano „buronki”. Buronkami przykrywano również łóżka, gdy były one zsunięte i zasłane w ciągu dnia. W kącie alkierza stał mały stolik, na którym był ustawiony krzyż lub figurka Matki Boskiej, dwie świece w lichtarzach i dwie palmy ze sztucznych kwiatów robione w domu według pomysłowości gospodyni. Na ścianach w alkierzu, najczęściej nad łóżkiem, zawieszone były święte obrazy. Z alkierza można było przejść przez dwuskrzydłowe drzwi do dużej izby. W kącie tej izby, podobnie jak w alkierzu, na stole urządzony był ołtarzyk, w którym środkowe miejsce zajmował krzyż. Po jednej stronie krzyża znajdowała się figura Matki Boskiej, a po drugiej figurka Pana Jezusa. Obok każdej figurki stała świeca w lichtarzu, a za nią palma ze sztucznych kwiatów. Nad ołtarzykiem na ścianach wisiały święte obrazy. W drugim kącie izby stało łóżko. Było ładniejsze od łóżek w alkierzu. Nie miało zasuwy do rozsuwania na noc. Za posłanie nie służyła w nim nie słoma, lecz sprężynowy materac. Łóżko to było zawsze porządnie zasłane i przykryte ładną płachtą. Na pierzynie przykrytej płachtą w jednym kącie tego łóżka gospodyni kładła dwie poduszki jedną na drugiej, a na górnej poduszce jeszcze jedną małą poduszeczkę zwaną „jaśkiem”. Poduszki te miały poszewki ozdobione koronkowymi wstawkami i nie były używane pod głowę do spania. Stanowiły tylko elementy dekoracyjne łóżka. Na tym łóżku nikt z rodziny nie sypiał. Było ono przeznaczone do spania tylko dla ważnych gości, których rodzina darzyła wielkim szacunkiem. Nad tym łóżkiem na ścianie wisiał również święty obraz. Na środku dużej izby znajdował się jeszcze drugi w tej izbie stół. Był on ładnie nakryty obrusem, a wokół niego stały krzesła. Przy tym stole podejmowano gościną tylko znakomitych ludzi, księdza, nauczyciela, urzędnika państwowego i innych ważnych gości. Przy drzwiach prowadzących z sieni do dużej izby zawieszano małą kropielniczkę. Składała się ona z krzyżyka i z przymocowanego do niego małego zbiorniczka na święconą wodę. Umeblowanie dużej izby uzupełniały kufry i komody. Komoda była to niewysoka, ale pojemna szafa z szufladami i półkami. Przechowywano w niej czystą bieliznę. Kufry to ozdobne skrzynie starannie i mocno zbudowane tak, że można było zamykać na klucz. W kufrach przechowywano odzież, w którą członkowie rodziny ubierali się w dni świąteczne. Odzież zimową i kożuchy, kurtki i burki przechowywano na tak zwanej górze, czyli na strychu chaty. Była ona tam zawieszana na grzędach, czyli na drążkach położonych na wiązaniach dachowych znajdujących się między krokwiami. Aby kożuchy i odzież wełnianą uchronić przed molami, wkładano do niej wiązanki z rośliny zwanej „bagnem”. Roślina ta wyrastała w lesie w miejscach podmokłych, a wydziela silny zapach, którego mole nie lubią i od niego uciekają. Zapach ten utrzymuje się nawet wtedy, gdy ta roślina zasuszy się. Strych wiejskiej chaty był również miejscem, gdzie przechowywano zboże w słomianych beczkach. W takich to chatach żyli dawniej mieszkańcy Wacha i innych wsi w Puszczy Kurpiowskiej. Ich życie nie było łatwe. Ale byli oni odważni, sprytni, przebiegli i bardzo zaradni. Nawet w trudnych sytuacjach umieli znaleźć wyjście najbardziej dla nich korzystne. W życiu byli prawie samowystarczalni. Domowym sposobem sporządzali sobie sprzęt i narzędzia potrzebne do pracy oraz odzież i obuwie. Do przygotowania ciasta na czarny chleb razowy służyło naczynie, które nazywano „dzieża”. Było to naczynie drewniane. Jego wygląd przedstawia zamieszczony obok rysunek. Pieczenie chleba odbywało się raz na tydzień, a nawet rzadziej. Chleb piekło się dopiero wtedy, gdy poprzednio upieczony został całkowicie zjedzony. Dzień, w którym piekło się chleb, był dla każdej rodziny bardzo pracowity. Najpierw rano przez kilka godzin odbywało się mielenie żyta na mąkę. Potem gospodyni przygotowywała rozczyn w dzieży. Gdy rozczyn zaczął fermentować, dosypywała odpowiednią ilość mąki i ciasto mieszała i wyrabiała dolewając ciepłej wody, żeby nigdzie nie było suchej mąki. Ustawiała dzieżę z ciastem w pobliżu pieca, okrywała ją ciepłymi nakryciami i czekała, aż ciasto urosło tak, że była go pełna dzieża. Zanim to nastąpiło, zaglądała do ciasta. A po nagrzaniu się pieca usuwała z niego węgle przy pomocy drewnianego „kosiora”. Pozostały na dnie popiół wymiatała „pomiotłem”. Kosior to prostokątny kawałek deski z otworem w środku umocowany na długim kiju. Pomiotło była to mokra szmata przywiązana na końcu długiego kija. Do tak przygotowanego pieca gospodyni wsadzała chleb. Brała z dzieży porcję ciasta. Kładła ciasto na drewnianą łopatę. Formowała je na łopacie w bochenek i wsuwała do pieca. Pierwszy wsuwany do pieca bochenek zaznaczała zawsze Świętym Krzyżem. Aby ciasto nie przykleiło się do łopaty, posypywała łopatę otrębami, a w okresie letnim podkładała na łopatę pod ciasto liście tataraku lub liście kapusty. Po wsadzeniu do pieca wszystkiego ciasta przygotowanego w dzieży gospodyni piec zamykała. Podczas pieczenia się chleba trzeba było zmienić rozmieszczenie bochenków chleba w piecu. Gospodyni wyjmowała przy pomocy łopaty niedopieczone jeszcze bochenki chleba i te, które były na brzegu piecowej czeluści, umieszczała w głębi pieca, a te, co były w głębi pieca, przesuwała na brzeg jego otworu. Ta czynność nazywała się przesadzaniem chleba. Po upieczeniu się chleba i wyjęciu go z pieca, a było to zawsze popołudniu lub dopiero przed wieczorem, członkowie rodziny mogli spróbować świeżego chleba i zaspokoić dokuczający im głód. Jedli ten chleb gorący popijając wodą lub mlekiem, a smakował on lepiej, niż dziś smakuje nam posmarowany masłem i obłożony kiełbasą lub szynką. Upieczony chleb przechowywano na desce przymocowanej do belki pod sufitem. Do przygotowania ciasta z pszennej mąki na świąteczne placki służyła drewniana „niecka” wydłubana w pniu drzewnym. Jej wygląd przedstawia obok zamieszczony rysunek. W małych nieckach gospodynie ugniatały ciasto na kluski z mąki pszennej, żytniej lub gryczanej. Drewniana niecka była również używana do kąpania dzieci. Mieszkańcy Wacha i okolicznych wsi korzystali z drewnianych niecek jeszcze po II wojnie światowej. W latach pięćdziesiątych i sześdziesiątych XX wieku drewniane niecki stopniowo wyszły z użycia. Zastąpiły je wytwarzane przez przemysł wanienki metalowe, a w latach siedemdziesiątych wanienki plastykowe. Miejscem przechowywania niecki i dzieży był w chacie wiejskiej strych lub komora w sieni. |
Jakie były wnętrza dawnych chat w Wachu ? (3) |
|
|
Muzeum Kurpiowskie w Wachu Mój kawałek ziemi w TVP Warszawa i Info TVP |
Laura Bziukiewicz w TVP1 - Dzień dobry w sobotę - Wielkanoc |
Laura Bziukiewicz w TVP2 - Pytanie na śniadanie - Kolczyki frywolitkowe |
„Koronka frywolitka, Laura Bziukiewicz” - Związek Kurpiów |
„Laura Bziukiewicz, Biesiada kurpiowska” - Związek Kurpiów |
U BURSZTYNA - Moda na Mazowsze |
1. Podstawa żaren 2. Stepno 3. Podstawa Stepna 4. Śruba regulująca 5. Kamień dolny 6. Paprzyca 7. Kamienie górny z paprzycą widziany od spodu 8. Ducaj 9. Otwór do mąki 10. Mlon 11. Kłopot 12. Otwór do wmontowania Stepna 13. Kulka 14. Naczynie do mąki |
Lampa naftowa wisząca u sufitu |
Lampa naftowa wisząca na ścianie |
Latarka naftowa współczesna (wykonana fabrycznie) |
Dawna lampa naftowa stojąca na stole |
Kaganek – merc (naftowy) |
Latarka naftowa Z butelkową osłoną |
Dawna szafka kuchenna |
Stołek prostokątny |
Stołek okrągły |
Dzieża |
Kosior |
Pomiotło |
Niecka |
Ślaban |