Kurpie Kurpiowska Puszcz Zielona

.

Webmaster: Zdzisław Bziukiewicz

tel. 0607-676356

 

Dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych  w www.kurpie.com.pl jest zabronione bez zgody właściciela. Podstawa prawna: art. 25 ust. 1 pkt 1 b ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

 

Copyright kurpie.com.pl / Zdzisław Bziukiewicz 2007

cz. I

…Na szczęście mam w posiadaniu wielki plecak. Kiedyś go odkryłam, jest teraz mój. Dużo się do niego zmieści. Wkładam tam wszystko, co ma dla mnie jakąś wartość. Do tej pory chowam do niego to co znajduję…

Stefan Chwin książkę pt.: Krótka historia pewnego żartu zaczyna słowami: Urodziłem się nad zatoką zimnego morza, gdzieś w połowie drogi między Moskwą a kanałem La Manche, na przedmieściach zburzonego miasta, którego już nie ma (…). (1)

Ja swoją powieść mogłabym zacząć od słów: Urodziłam się na obszarach wielkich lasów. Na granicy oddzielającej Mazury od Mazowsza. To przestrzeń, która w mojej pamięci implikuje wiele miejsc, a określa się mianem jednego słowa: Kurpiowszczyzna.

Urodziłam się, czy to oznacza, że jednocześnie zaczynam z roku na rok umierać? Jestem coraz starsza, zmieniam się dzień po dniu. Nawet pisząc tę pracę starzeję się godzina po godzinie.

Pozbawię się swojej przeszłości, usunę korzenie swojej rodziny. Kim wtedy będę, jeśli zabraknie elementów, z którymi będę mogła się identyfikować, które będę rozpoznawać jako własne? Według jakich wzorów będę postępować? Jakimi wartościami będę się kierować?

Na ukształtowanie mojej tożsamości wpłynął folklor kurpiowski. Jako pamięć swojskości, zaspokaja moje społeczne potrzeby, kształtuje i podtrzymuje wartości artystyczne, ludyczne i estetyczne. Satysfakcjonuje mnie jednocześnie pod względem poczucia wysokiego przeświadczenia o godności tej kultury. Poczucie jedności z tym regionem ma raczej charakter nawykowy. Folklor pełni rolę identyfikatora i łącznika.Trawestując Postmana stwierdzam, że znajomość korzeni, to nie tylko wiedza o tym, skąd pochodził mój dziadek i co musiał przejść. To również wiedza o tym skąd pochodzą moje idee i dlaczego w nie wierzę. Uświadamiając sobie własne pochodzenie - wiedząc, że wychowałam się na Kurpiowszczyźnie i jestem Kurpianką - wiem tym samym, skąd pochodzi moja wrażliwość moralna i estetyczna. To wiedza o tym skąd pochodzi mój świat, a nie moja rodzina. Czem jest życie ludzkie, jeżeli pamięć dawnych wypadków nie łączy go z życiem poprzednich ludzi? (2)

Wspomniana książka pt.: Krótka historia pewnego żartu jest powrotem do świata dzieciństwa. Dzieciństwa z czasów dużo wcześniejszych niż moje. To okres powojenny. Jest naznaczony pamięcią o czasach Stalina oraz aplikowaną w szkole i w domu pamięcią o czasach Hitlera. Stanowi próbę rekonstrukcji gdańskich miejsc i zdarzeń, które po latach zmieniają się w skarb duchowej genealogii, w prywatny mit literacki, tworząc jednocześnie gdański palimpsest. Powraca tu pamięć ran, urazów i urzeczeń, powracają fascynacje obcością i bliskością polsko-niemieckiego sąsiedztwa. (3)

Lektura tej książki zmusiła mnie do przemyśleń nad własną przeszłością. Nad tym co wpływa na konstytuowanie tożsamości. Jak miejsce urodzenia nadaje kształt życiu. Przeczytanie książki Chwina przywołało również wspomnienia mojego własnego dzieciństwa. Dzieciństwo to definicja, która pretenduje do bycia uniwersalną, omawiana książka jest jednym z dowodów na to, że kończy ona swoje istnienie na pobojowisku subiektywizmu.

W jednym z wywiadów Chwin opowiadał o wielkim wpływie rodziców na jego percepcję rzeczywistości: Walczą we mnie dwa duchy, jeden duch to insurekcyjna naleciałość po mojej matce, która ma mentalność młodego powstańca warszawskiego, dla którego to wydarzenie jest najważniejsze w życiu. Drugi to odwrotny obraz, w jakim ukazywał się mój ojciec, dla niego wszystko wyglądało czarno. (4)

Na percepcję mojej rzeczywistości miała wpływ zupełnie inna sytuacja w domu rodzinnym. W procesie mojego wychowania nadzwyczaj istotną rolę stanowił obowiązek znajomości treści własnej tradycji regionalnej. Dzieciństwo opieram na wspomnieniach związanych z zespołem ludowym, który prowadził (i nadal prowadzi) Witold Kuczyński, czyli mój ojciec. Jest to zespół folklorystyczny „Carniacy” (od miejscowości Czarnia). Należałam do niego od ok. siódmego roku życia. Braliśmy udział w różnorodnych widowiskach związanych z obrzędami kurpiowskimi, np.: „Wielkanoc na Kurpiach” przedstawiane w teatrze, czy misterium pogrzebowe: „Na smantarzu nianskać banda”. Występowaliśmy w różnych regionach Polski. Były to występy w małych miejscowościach i nie rzadko też duże festiwale na skalę ogólnopolską. Zdobywaliśmy nagrody np.; Festiwal Obrzędów Weselnych w Węgrowie, Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą.  Bywały też wyjazdy za granicę. Teraz dopiero, z perspektywy czasu, widzę, jak przynależność do tego zespołu procentuje, jak dzięki niemu wiele się nauczyłam. Członkostwo w nim wykształciło we mnie estetyczną wrażliwość na folklor. Pomijając to, że zwiedziłam wiele regionów Polski, że nauczyłam się tańczyć i śpiewać, poznałam wielu ciekawych ludzi, to teraz też studiując etnologię łatwo jest mi zrozumieć tematy dotyczące folkloru, życia wiejskiego, itd. Ponieważ znam te wszystkie teoretyczne zagadnienia z autopsji. Empirycznie zaznajomiłam się z ceremoniami ludowymi, obyczajami i zwyczajami różnorodnych regionów Polski.

Stefan Chwin opisując wydarzenia z trzydziestego dziewiątego i osiemdziesiątego roku jakie miały miejsce w jego rodzinnym mieście zaznacza: Znalazłem się na skrzyżowaniu dróg, w bardzo dobrym punkcie obserwacyjnym, w którego widać było rozległe perspektywy, obejmujące nie tylko miasto, lecz i świat. Można tu było prowadzić studia nad esencją wieku, połączone z eksperymentami na własnej skórze (…). (5) Moje dzieciństwo charakteryzuje inne miejsce i przypada na inne czasy niż dzieciństwo powieściopisarza, przedstawia więc inny ciężar gatunkowy. Jednak analogicznie mogę odnieść tę jego konstatacje do siebie. Podobnie jestem w stanie stwierdzić, że wychowując się w niemal w centrum Kurpiowszczyzny byłam ulokowana w dobrym punkcie obserwacyjnym, który obejmował nie tylko moją rodzinną wieś, ale też cały region. Z racji tego właśnie, że wychowałam się w miejscu gdzie istotny był folklor, miałam możliwość poznać też folklor innych regionów Polski.

Gdybym miała zobrazować swoją kartę życia, część przedstawiająca dzieciństwo byłaby wypełniona… Różnorodnymi barwami strojów ludowych.

Tak, kiedy zamykam oczy i myślę o dzieciństwie jawią mi się rozmazane, chromatyczne malowidła z postaciami ubranymi w stroje kurpiowskie. Ogólniej mówiąc, dzieciństwo kojarzy mi się przede wszystkim z folklorem, z moim regionem, czyli z Kurpiowszczyzną. Wspomnienia łączą się przede wszystkim to ze zmysłami wzroku, słuchu i dotyku. Dzieciństwo to długie, męczące próby w zespole ludowym. Stres podczas występów. To przejmujący dźwięk skrzypiec, ligawki (6) i harmonii pedałowej. Dreszcze nad synchronicznymi przytupami tańczących par. To szwadron ciarek na plecach podczas słuchania donośnego śpiewu „białym głosem”. To pasiaste kolory spódnic ludowych. Intensywna czerwień haftów na twardej, mocno wykrochmalonej koszuli. Dyskomfort ciasnego czółka (7) na głowie. Podmuch jaskrawo-kolorowych wstążek. Zachwyt nad dwudziestometrową palmą i precyzyjnie ulepionym „nowym latkiem.(8)  

  

Dzieciństwo to Kurpie.

 

Kurpie to folklor, poczucie dumy… i jednocześnie nieustająca chęć, żeby jak najszybciej oderwać się od tej rzeczywistości. Wyjechać i odetchnąć od tego miejsca!

W jednym z wywiadów autor Historii pewnego żartu mówi: To studium mojego doświadczenia dziecięcego. To opowieść o chłopcu, który walczy z obrazami Niemców.(9) Moje dzieciństwo to walka z wszędobylskim folklorem.

…I dwa lata temu wyprowadziłam się z mojej „małej ojczyzny” do Łodzi. Zmieniłam przestrzeń. Wydawałoby się, że pragnienie spełniło się, że udało mi się wyzwolić z narzuconej z góry tożsamości. Wszakże - jak mawia Burszta – „przezwyciężyć jedne ograniczenia, to oddać się w pacht ograniczeń nowych, z radosnym przekonaniem, że w istocie ich nie ma. (…) Kultura zmusza do przywdziewania i zdzierania masek, do gry i udawania, do porządkowania chaosu nadmiaru informacji, zmusza do nieustającej autokreacji.” (10)

 Kiedy przyjechałam do Łodzi sposobem na przedstawienie się i tym samym identyfikację było oznajmianie nowo poznanym ludziom, że jestem Kurpianką. Zawsze wydawało mi się, że to jest najprostszym wytłumaczeniem dla innych, jednak okazało się li tylko złudzeniem dla mnie. Jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktokolwiek wiedział gdzie znaleźć ten region na mapie. Mojemu złudzeniu przycięto zatem skrzydła nożycami faktów. Tym samym zjeżył mnie horrendalny stan ich błogiej nieświadomości. Na domiar złego moja mapa przestrzeni mentalnej stosunkowo różni się od tej mapy w atlasie. Łódź ku zaskoczeniu wielu wcale nie jest ulokowana w środku Polski. W tym miejscu o dziwo są Kurpie. Stopniowo docierało do mnie, że Kurpie, to tylko moje, subiektywne centrum świata. Inni wcale nie muszą o tym wiedzieć. Nie muszą nawet być świadomi jak zlokalizować je na mapie fizycznej, czy wiedzieć, że coś o tak dziwnej nazwie w ogóle istnieje.

 Zdaniem Baumana „Tożsamość pochodzeniowa, jak każda inna, jest projektem i bytuje jedynie w niespełnionej jeszcze z definicji przyszłości; tę przyszłość, która ma ponoć tożsamość determinować, trzeba dopiero ułożyć z klocków znaków i symboli. Z tego punktu widzenia nie różnią się od siebie przód od tyłu, pełne chwały dziedzictwo od zupełnego zamiaru. Bez względu na to, czy umieszczamy dom naszych marzeń w utraconej  ponoć lub zagrożonej utratą przeszłości, czy też lokujemy go w krainie świetlanego jutra – dom jest zawsze projektem .” (11)

Idąc za myślą Bergera i Luckmanna świadomość potrafi poruszać się w różnych sferach rzeczywistości. Mówiąc inaczej, jestem świadoma świata jako składającego się z wielu rzeczywistości. Jeżeli jednak przenoszę się z jednego świata do innego, doświadczam takiego przejścia w postaci swego rodzaju szoku. (12) Musiałam tworzyć nowe poczucie normalności, żeby łagodzić przeżyty szok zmiany obszaru codzienności. Po przeprowadzce z mojej „małej ojczyzny” do Łodzi, - szczególnie na początku - bywały chwile, kiedy sama dla siebie stawałam się cudzoziemką. Doznawałam uczuć, które mieszały się w ramie mojej tożsamości, kłóciły się nieodmiennymi wyznacznikami wieku, płci, przynależności etnicznej, itd. Im jednak dłużej mieszkam w tym mieście, tym bardziej wszystko wydaje mi się swojskie i oczywiste. Stopniowo dopasowuję się do odmiennych warunków na zasadzie wolniejszego lub prędszego przywyknięcia do nich, przyjęcia do wiadomości tego, „co jest” – co, oczywiście nie jest równoznaczne z akceptacją. Ta świadomościowa adaptacja odbywa się na poły automatycznie, niezależnie od chęci poddania się lub stawiania oporu nowej sytuacji. (13)

W gruncie rzeczy wszelkie ludzkie poznanie – jak stwierdza Robert Kwaśnica - jest w swej istocie przekraczaniem oczywistości, wychodzeniem poza zastany horyzont rozumienia ku jakiemuś innemu widzeniu rzeczy, którego dotąd nie dopuszczaliśmy do siebie, i które odkrywamy jako nieoczywiste właśnie. To nowe widzenie rzeczy, gdy się w nim zadomowimy, znów odczuwamy jako oczywiste, przekraczamy je zatem i odsłaniamy kolejną perspektywę; po pewnym czasie dosięga ją ten sam los co poprzednie, itd. (14)

 

Opozycja mistycznych wyobraźni

 

Opozycja wsi i miasta to  - jak twierdzi Wojciech Burszta - autonomiczne znaki dwóch krańcowo odmiennych warunków kształtowania osobowości człowieka. (15)

Pisząc tę pracę przeżyłam zaskoczenie uświadamiając sobie pewną rzecz. Nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem łodzianką. Nie wychowałam w tym mieście. Nie znam tak dobrze Łodzi jak rodowici jej mieszkańcy. Nie jestem tu zameldowana. Na domofonie, w którym mieszkam nie widnieje moje nazwisko. Nie znam nazw poszczególnych ulic; czy chociażby nie orientuję się, która dzielnica jest bezpieczna, a w której najlepiej nie pojawiać się w nocy. Przykładów można mnożyć nad wyraz wiele. Mimo tego, że nie mogę legitymować się statusem łodzianki, to wraz z upływem czasu stopniowo oswajam się z tym miastem. Zadomawiam się w jego przestrzeni. Uzmysłowiłam sobie, że mimo tego, że nie jestem łodzianką, w Łodzi mam swój drugi dom.   

Nie chciałabym już wracać do mojej rodzinnej miejscowości na stałe. Nie ma co się dusić w oparach absurdu. Moja przeszłość tylko w mojej pamięci jest nostalgicznaPrzyszedł mi na myśl przykład z Patrick’iem Declerck’iem. Chcąc zbadać społeczność kloszardów przebrał się w stare ubrania i „zamieszkał” na ulicy stając się tym samym jednym z nich. Czuł się bezpiecznie, bo miał przed sobą perspektywę powrotu do ciepłego łóżka, do swojego poprzedniego, wygodnego, łatwego życia, do którego był przyzwyczajony.

Niedawno uświadomiłam sobie, że ja przyzwyczaiłam się już do rzeczywistości łódzkiej. To jest mój realny punkt odniesienia. Przyjeżdżam do domu, ale już tylko żeby odwiedzić rodziców. Dostosowuje się do realiów rodzinnej miejscowości, próbuje być jedną z mieszkanek, ale dziwnie czuję, że już do tych realiów nie pasuję. Nie ma już tam moich znajomych z dzieciństwa, a jeżeli są, to teraz już bardzo się od siebie różnimy, mamy inne problemy, itd. Po kilkudniowym pobycie w Czarni, zawsze mam świadomość tego, że - tak jak Declerck wracając do swojego wygodnego życia – ja wrócę do Łodzi. To do łódzkiego świata się przyzwyczaiłam. Ten zapewnia mi teraz równowagę, normalizuje i daje poczucie stabilizacji.

 „Dom to metafora łona matki, z którego wychodzimy. (…) Miejsce dzieciństwa to nasze podglebie, pierwsza przestrzeń duchowa...” (16) Moje miejsce dzieciństwa wyglądało jednak inaczej kilkanaście lat temu. Wyglądało inaczej, bo było postrzegane oczami dziecka. Wszystko było niepomiernie szerokie, potężne. Podwórko było większe niż teraz. Kościół wyższy. Las o wiele bardziej nieskończony. Drogi dłuższe. Wielu rzeczom nadawaliśmy swoje własne nazwy: tajemne przejścia, piaskownice, domek w którym się bawiłam… Dzieciństwo „uwzniośla” przestrzeń. Nadaje jej specjalne znaczenia. Ta semantyzacja przestrzeni była charakterystyczna szczególnie wtedy, kiedy byłam dzieckiem, miałam bujniejszą wyobraźnię.

Pamiętam też Łódź z okresu dziecięcego. Przyjeżdżałam tu co roku na wakacje do rodziny. Była zupełnie inna niż teraz. Przestrzenie były niezmierzone. Światełka jaśniejsze. Ulica Piotrkowska wydawała się nieskończenie długa. Widok z dziesiątego piętra bardziej przerażający… Wszystko było obce. Dzieciństwo to czas zadziwienia się światem. Niestety – nie zauważyłam nawet kiedy - przerodziło się w okres krytycznego postrzegania rzeczywistości, nieuchronną, pełną odpowiedzialności dorosłość. A ta nie jest już taka beztroska. Czy moja fantazja umarła już na dosłowność? Teraz codzienność jest raczej literalna, w inny sposób dziś zaskakuje.

Inaczej teraz widzę moją rodzinną miejscowość i inaczej też postrzegam Łódź. Role się odwróciły. Mój dom rodzinny fizycznie jest mi coraz bardziej nieznany, a Łódź jest coraz bardziej bliska. Ciekawe swoją drogą jest to, że będąc w przestrzeni łódzkiej jednocześnie mam w głowie swój dom rodzinny, taki jaki był kiedyś. To mój wyidealizowany, stały punkt odniesienia. To taka pamięć najpierwsza, do której zawsze będę się odnosić. Choć wydawałoby się, że tamtej Czarni z lat dzieciństwa już nie ma. Dla mnie ona cały czas istnieje. Często uprzytamniam sobie koincydencję tych dwóch światów. Jednego, który jest łódzki, teraźniejszy, rzeczywisty, namacalny, w którym żyję; i tego w mojej głowie, minionego, z przeszłości, który rozpamiętuję. Sytuuje samą siebie w nawiasie pomiędzy nimi dwoma, stając się niejako mediatorem.

cz. II

Wojciech Burszta twierdzi: „Przeszłość ma często status mityczny, gdyż jest niezmienna, jest wartością, która przechowuje się mimo płynącego jednokierunkowo (i nieubłaganie) nurtu życia: to oaza pamięci. Im bliżej dnia dzisiejszego, tym takie myślenie w większym stopniu jest nasycone nostalgiczną ewokacją idealnych warunków owego <przedtem>. Teraźniejszość jest w sposób zasadniczy odmienna od przeszłości; z refleksji nad tą pierwszą wyłania się obraz drugiej, zawsze w jakimś stopniu zmityzowany, gdyż przeszłość zostaje unieruchomiona w czasie i przejawia cechy u-chronii, pamięć podąża w świat utracony na zawsze.” (17)

Miasto mojego urodzenia było miastem ruin, - pisze w ostatnim rozdziale Stefan chwin - a każde miasto ruin wpływa raczej wątpliwie na duchowy rozwój mieszkańców, było to jednak - jak sądzę – „dobre” miejsce, choć Babcia Celińska pewnie by się zdziwiła, gdybym je tak nazwał. Było to „dobre” miejsce dlatego, że było Złym Miejscem na Ziemi, to znaczy takim miejscem, w którym można się przyglądać temu, co naprawdę ważne.(18)

 

Miejsce mojego urodzenia, to wieś, która - w przeciwieństwie do powieściopisarza – miała znaczący wpływ na mój rozwój duchowy. Zaskakujące było dla mnie uzmysłowienie sobie tego, jak bardzo moja przeszłość odciska się na teraźniejszości. Jak zmysły w dzieciństwie, zbombardowane ogromną ilością różnorodnych bodźców, determinują moją teraźniejszą percepcję. Jak te sensoryczne doświadczenia przestrzeni z przeszłości nadają ton obecnej rzeczywistości. Jak kolory i dźwięki tradycji kurpiowskiej są we mnie dalece zakorzenione. Składam tym samym podziękowania moim rodzicom, którzy w tajniki tej naszej tradycji kurpiowskiej wprowadzili mnie już we wczesnym dzieciństwie. Ja i brat bardzo wcześnie znaliśmy treści naszej własnej kultury. Teraz dopiero, będąc w innej czasoprzestrzeni zaczęłam to doceniać.

Utożsamianie się z kulturą ludową, a więc z regionem kurpiowskim, pozwala mi czuć się bezpiecznie. Stwarza mi poczucie orientowania się w rzeczywistości. Jest też koncepcją celu i trybu mojego życia. To pewnego rodzaju odskocznia od obecnej, ponowoczesnej rzeczywistości. To kontakt z Innym Światem. Żyjąc w świecie, czyt. „komercyjnym światku”, który powoli przytłacza, próbuję nabierać do niego dystansu, patrzeć na niego z zewnątrz, być ponad nim.

Życie miejskie przyciąga i odstrasza. Jest pełne uroków i strachów. Obiecuje i grozi. Podnieca i męczy. Upaja wolnością nigdzie indziej nie doświadczoną i przeraża perspektywą ubezwłasnowolnienia i bezsiły. (19) Łódź to idealny teren myśliwski dla mnie - łowcy wrażeń. Jeszcze do niedawna rzeczywistość łódzka nomen omen  „blokowała” mnie. Teraz już coraz bardziej przyzwyczajam się do realiów tego miasta. Zostawiam swoje ślady na jego ciele – wpływam tym samym na jego specyficzną atmosferę. Pochłaniam jego przestrzeń. Żyję w jego materii:  spaceruje po jego ścieżkach, jeżdżę po jego drogach, zostawiam samochód na jego parkingu. Okupuję też powierzchnię przynależących do niego przedmiotów poprzez np.; wyrzucanie śmieci do kontenera, rozwieszanie na sznurze prania, itd. Chyba zadomowiłam się już w Łodzi, jednak ciągle z nostalgią wspominam tamtą przeszłą rzeczywistość, tamten świat. Kurpie odpłacają mi się „pięknem za nadobne”. Identyfikuję się z kurpiowskimi wartościami i tymże folklorem, toteż łączę się emocjonalnie z jego treściami. Teraz to mój wolicjonalny wybór. Chcę wracać do swojej przeszłości. Przez przywoływanie, tego co jest mi bliskie, łatwiej mi oswoić się z nowym miejscem. „Nostalgia (…) jest formą kulturowej praktyki; - mawia Burszta - decentracja i fragmentaryzacja współczesności, wszechobecność ekonomii i kultury konsumpcyjnej powodują, iż jednostka zwraca się ku temu, co pewne minione, a co daje stały punkt widzenia. (20)

Chcę zachowywać pamięć o tradycji. Robię to poprzez np.: członkowstwo w łódzkim Zespole Pieśni i Tańca „Kujon”. Poprzez sposób ubierania się inspirowany kulturą ludową. Lubię nosić rustykalne ornamenty, kolorowe hafty, chustki z elementami etnicznymi, itd. Sposobem ubierania się zaznaczam swoje pochodzenie, uwydatniam fakt, że jestem silnie związana z kultura ludową. Podkreślam swoją kurpiowską tożsamość. Dobrze czuję się przebywając w onturażu ludowizny. Hołubię folklor, pośrednio mogę mieć z nim kontakt poprzez substytut, który oferuje mi popkultura w wersji instant, czyli folk.

Ruina wsi i ruchomość naszego życia oznaczają nie tylko postępującą zagładę względnie stałego i quasi-naturalnego środowiska sąsiedniego, ale także rozkład owej ludzkiej przestrzeni, ongiś tworzącej system odniesienia, wokół którego świat nasz krok za krokiem się budował; same pojęcia domu rodzinnego, rodzinnego miasta czy wsi, raptownie znikają, a razem z nimi samo pojęcie dzieciństwa, ponieważ jesteśmy wszędzie, nie jesteśmy nigdzie, przestrzeń nasza jest czysto kartezjańska, niezróżnicowana i nieskończona, bez uprzywilejowanych punktów. (21)

Czasami miasto mnie przeraża. W każdym mieście zauważam że konsumpcjonizm i komercja ma nader istotne znaczenie. Miasta są przepełnione wielkimi centrami handlowymi. Miasta stają się modelem dla świata mediów. Nie mogę rozgryźć tej olbrzymiej potęgi (mediów), bo ona przynosi w swoich silniejszych zębach niepokonane ilości reality show, które po zjedzeniu mojego czasu (zamiast pozmywać) li tylko umywają ręce i spływają, zostawiając pełen zlew zrzuconej z siebie odpowiedzialności. Trwoży mnie dyktat reklam, któremu się mimowolnie podporządkowuję.  Powoli zaczynam bać się życia w mieście, gdzie bardziej niż na wsi istotny jest np.: kult młodości, szykany mody i przemysłu kosmetycznego. Odczuwam cierpki niesmak na widok wszechobecnych, kolorowych czasopism z idealnie wyglądającymi damami, ukrytymi za permanentnie piękną kotarą charakteryzacji komputerowej. Denerwują mnie zapożyczenia językowe, które zastępują powoli ojczysty język. Także to, że my wszyscy – dzieci konsumpcji, karmimy się nieapetyczną mas(ówk)ą, którą sami sobie zgotowaliśmy. No i wreszcie to, że wolimy pysznie jeść celebrities z ręki, niż pokornie najeść się wstydu! Wielu degustatorów (ja też) określających jakość tej rzeczywistości woli - chyba nieświadomie – powiedzieć pyyycha… niż pokora. Podążając dalej za przesłaniem Burszty: „Ponowoczesna persona (…) może udać się w dowolną postać przeszłości, zawsze mitycznej i zawsze nostalgicznie postrzeganej. Poszukiwanie wspólnoty, tradycji, nostalgiczna ewokacja przeszłości (jednostkowej, kulturowej, etnicznej) są odpowiedzią na monstrualność i gigantyczność życia wielkomiejskiego.” (22)

…Na szczęście mam w posiadaniu wielki plecak. Kiedyś go odkryłam, jest teraz mój. Dużo się do niego zmieści. Wkładam tam wszystko, co ma dla mnie jakąś wartość. Do tej pory chowam do niego to co znajduję.

Ten plecak nazywa się „Zanadrze Tożsamości”. Kiedy jestem w jakimś nowym, obcym mi miejscu, zawsze mam go ze sobą, dźwigam na plecach. Czuje się bezpieczniej. W każdej chwili mogę z niego wyjąć potrzebne mi rzeczy. Zawsze dobrze jest mieć coś w zanadrzu! Nie chce wygodnicko zdejmować tej wierzchniej warstwy (garderoby?) --> choć nie traktuję go powierzchownie. Z nim -  mimo dźwigania  - jest mi lżej.

Czasami tylko bywa ciężko. Właśnie wtedy, kiedy masmedia, konsumpcjonizm, komercja - współczesna strywializowana mentalność, czy „bóg-wie-co-jeszcze” próbuje mi go ukradkiem zdjąć. Czasem nawet nie jestem świadoma tego „ciosu w plecy”. Po jakimś czasie, kiedy dochodzi do mnie, że nie dźwigam tego ciężkiego bagażu - mimo, że teoretycznie powinno być mi lżej – przeżywam kryzys (tożsamości), jest ciężko. Zdarza się to już coraz rzadziej, bo coraz częściej oglądam się za siebie. Zawsze jednak kiedy go zgubię, wierzę, że szybko znajdę...

 Bo wiem gdzie go szukać.

 

Najważniejsze to urodzić się w dobrym miejscu i czasie – mawiała babcia Celińska, obierając jabłko. – Cała reszta przyjdzie sama. (23)

 

Przypisy

1) S. Chwin, Krótka historia pewnego żartu. Gdańsk 1999, s.7.

2) N. Postman, Technopol. Tiumpf techniki nad kulturą, przeł. A. Tanalska-Dulęba, Warszawa 1995, s. 226

3) .culture.pl/pl/culture/artykuly/os_chwin_stefan 27.01.2009.

4) .nowamalopolska.pl/newsysn/formatka.php?idwyb=2742 28.01.2009.

5) S. Chwin, tamże, s. 258.

6) Ligawka - instrument dęty, w formie wygiętej łukowato trąby, występuje m. in. Na Kurpiach. Znany na ziemiach polskich od XI wieku. Jego odpowiednikami są bazuna na Kaszubach, a trombita na Podhalu.

7) Część stroju kurpiowskiego - nakrycie głowy, które nosiły młode dziewczęta.

8) Kurpiowskie pieczywo obrzędowe na Nowy Rok.

9) .nowamalopolska.pl/newsysn/formatka.php?idwyb=2742 27.01.2009.

10) W. J. Burszta, Kicz konsumpcyjny, [w:] Kicz w kulturze. Red. Marii Fiderkiewicz. Katowice 2006, s.31

11) Z. Bauman, Wśród nas, nieznajomych – czyli o obcych w (po)nowoczesnym mieście, [w:] Pisanie miasta – czytanie miasta. Poznań 1997, s. 157.

12) P. L. Berger, T. Luckmann, Społeczne tworzenie rzeczywistości. Przeł. J. Niżnik. Warszawa 1983, s. 52.

13) P. Łukaszewicz, Życie codzienne, system społeczny a poczucie normalności. „Kultura i społeczeństwo“, t.29, nr 2, 1985, s. 121.

14) R. Kwaśnica, Rzeczywistość jako byt sensu. Teza o językowym tworzeniu rzeczywistości. „Język a kultura”, t. 1, 1991s. 32-33.

15) W. J. Burszta, Miasto i wieś – opozycja mitycznych nostalgii, [w:] Pisanie miasta – czytanie miasta. Poznań 1997, s. 96.

16) 2.tvp.pl/251,20050703231025.strona  28.01.2009.

17) W. J. Burszta, tamże, s. 102.

18) S. Chwin, tamże, s. 257-258.

19) Z. Bauman, tamże, s. 157.

20) W. J. Burszta, tamże, s. 104.

21) W. J. Burszta, tamże, s. 96.

22) Tenże, tamże, s. 104.

23) S. Chwin, tamże, s.269.

 

BIBLIOGRAFIA

 

Z. Bauman, Wśród nas, nieznajomych – czyli o obcych w (po)nowoczesnym mieście, [w:] Pisanie     miasta – czytanie miasta. Poznań 1997, s. 149-157.

P. L. Berger, T. Luckmann, Społeczne tworzenie rzeczywistości. Przeł. J. Niżnik. Warszawa 1983, s. 52.

W. J. Burszta, Kicz konsumpcyjny, [w:] Kicz w kulturze. Red. Marii Fiderkiewicz. Katowice 2006, s.31.

W. J. Burszta, Miasto i wieś – opozycja mitycznych nostalgii, [w:] Pisanie miasta – czytanie miasta. Poznań 1997, s. 96-104.

S. Chwin, Krótka historia pewnego żartu. Gdańsk 1999, s.7, 257-258, 269.

N. Postman, Technopol. Tiumpf techniki nad kulturą, przeł. A. Tanalska-Dulęba, Warszawa 1995, s. 226.

R. Kwaśnica, Rzeczywistość jako byt sensu. Teza o językowym tworzeniu rzeczywistości. „Język a kultura”, t. 1, 1991s. 32-33.

P. Łukaszewicz, Życie codzienne, system społeczny a poczucie normalności. „Kultura i społeczeństwo“, t.29, nr 2, 1985, s. 121.

2.tvp.pl/251,20050703231025.strona  28.01.2009.

culture.pl/pl/culture/artykuly/os_chwin_stefan 27.01.2009.

nowamalopolska.pl/newsysn/formatka.php?idwyb=2742 28.01.2009.

nowamalopolska.pl/newsysn/formatka.php?idwyb=2742 27.01.2009.

Przeglądać się w lustrze sensorycznych

doświadczeń dzieciństwa    

Patrycja Kuczyńska

 

 

Frywolitki i sztuka Laury Bziukiewicz
Kurpiowska Biżuteria
Kurpiowska Biesiada
Kurpiowskie ozdoby Wielkanocne
Kurpiowska Puszcz Zielona

Laura Bziukiewicz w TVP2 - Pytanie na śniadanie - Kolczyki frywolitkowe

U BURSZTYNA - Moda na Mazowsze

Muzeum Kurpiowskie w Wachu

Lekcje i pokazy

Facebook - sklepik EtnoKurpie

Cennik

Biblioteka kurpiowska

Regulaminy

Foto - Muzeum

Aktualności - blog

Facebook - Muzeum Kurpiowskie w Wachu

U szewca i rymarz

W domu

W zagrodzie

U stolarza i cieśli

U kowala

Kontakt z nami

Jak do nas dojechać

W stajni i powozowni

Tkactwo

Strój

Rzemiosło

U bartnika

kurpie.com.pl/

strona główna

Muzeum Kurpiowskie w Wachu

Lekcje i pokazy

Jak do nas dojechać

Kontakt z nami

Kurpie - Puszcza Zielona

Zdzisław Bziukiewicz

Galeria Foto z Kurpi

Wyroby ludowe z Kurpi

Bursztynowe wyroby z Kurpi

Laura Bziukiewicz

Historia i etnografia Kurpi

Folklor Kurpiowski

Gwara Kurpiowska

Bursztyn Kurpiowski

Skanseny i muzea

Wielkanocne Etno-Kurpie

Etno-Kurpie na choinkę

Prasa, TV, filmy o nas

www.frywolitka.pl