Kurpie Kurpiowska Puszcz Zielona

.

Webmaster: Zdzisław Bziukiewicz

tel. 0607-676356

 

Dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych  w www.kurpie.com.pl jest zabronione bez zgody właściciela. Podstawa prawna: art. 25 ust. 1 pkt 1 b ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.

 

Copyright kurpie.com.pl / Zdzisław Bziukiewicz 2007

Z Kroniki Szkoły Podstawowej w Wachu . 

Księga IV str. 12 - 44

Napisał w latach 1966 - 24.08.1984 r.

Józef Siwik Dyrektor Szkoły.

Gdy mówi się o rozbudowie wsi ze skupionej i zwarcie zabudowanej na wieś rozwleczoną luźno na poszczególnych koloniach, warto nadmienić, jak wyglądała w tamtych czasach wiejska zagroda, a w niej obora i dom mieszkalny. Zagroda stanowiła teren zamknięty ścianami budynków i płotem. Do zagrody można było wjechać przez bramę zwaną „wrotami”, a wejść pieszo przez małą furtkę obok bramy. Sama obora na terenie zagrody była jakby zamkiem obronnym. Miała bramę zamykaną od wewnątrz na  drewnianą zasuwę i dość dużą furtkę, przez którą mogły przechodzić pojedynczo krowy i inne zwierzęta. Furtka miała drewniany zamek i zamykała się od zewnątrz drewnianym kluczem. Brama i furtka nie miały zawiasów. Były przymocowane do słupków lub ścian drewnianymi uchwytami, w których obracały się tak dobrze, jak na zawiasach. Trzeba jeszcze dodać , że przy budowaniu bram i furtek nie używano dawniej żelaznych gwoździ. Drewniane elementy bram i furtek łączono na czopy, przewiercano przez nie otwór, który następnie przebijano drewnianym kołkiem. Podobnie deski przebijano również drewnianymi kołkami. Dom mieszkalny w takiej zagrodzie wiejskiej był zawsze połączony ze stajnią dla koni. Drzwi do stajni zamykały się od wewnątrz drewnianą zasuwą, którą zakładało się przez otwór w ścianie z domu  mieszkalnego. W tamtych czasach zdarzały się często kradzieże koni. Koń był cennym zwierzęciem. Dlatego każdy gospodarz nawet w nocy chciał go mieć blisko siebie i czuwał aby jego koń nie stał się przedmiotem kradzieży. W czuwaniu nad bezpieczeństwem zagrody w nocy pomagał gospodarzowi pies podwórzowy uwiązany na łańcuchu zamocowanym ruchomo na drucie przeciągniętym przez całe podwórko od obory do domu mieszkalnego tak, aby pies mógł biegać po całym podwórku. Obrazowo przedstawia zagrodę wiejską niżej zamieszczony jej szkic sytuacyjny.

 

Dom mieszkalny w wiejskiej zagrodzie miał następujące pomieszczenia: sień, kuchnię, alkierz i dużą izbę. Z sieni było wejście do dużej izby i do kuchni oraz drabina lub schody prowadzące na strych domu, czyli na poddasze. Poddasze domu nazywano w Wachu „górą”. W sieni znajdował się również w ścianie otwór, przez który zakładało się zasuwę zamykającą drzwi w stajni dla koni. Z kuchni było wejście do alkierza, a z alkierza do dużej izby. Domownicy w ciągu dnia najdłużej przebywali w kuchni. Tu gotowali i spożywali posiłki oraz wykonywali wszelkie prace domowe. Alkierz stanowił izbę do spania. Ale w liczniejszej rodzinie niektórzy członkowie takiej rodziny sypiali w kuchni, bo w alkierzu nie mogli się zmieścić. Duża izba była pomieszczeniem odświętnym przybranym i wykorzystywanym tylko na wielkie okazje. Tu przyjmowano gości i księdza chodzącego po kolędzie. Tu odbywały się wesela, chrzciny, pogrzeby, a czasem wiejskie zabawy taneczne.

Zaznaczam przy tym, że w tamtych czasach i przez wiele lat później wszystkie domy mieszkalne w naszej wsi były budowane według tego samego wzoru, a różniły się tylko wymiarami ścian i wystrojem zewnętrznym i wewnętrznym w zależności od stanu zamożności gospodarza.

 

Wszystkie budynki gospodarcze i mieszkalne w Wachu budowane były dawniej z drewnianych bali i kryte słomą. Kominy i kuchnie budowano z brył rudy żelaznej, która występuje na Wachowskich łąkach płytko pod powierzchnią ziemi, a zlepiano je gliną. Gdy stała się bardziej dostępna cegła, stopniowo w budowie kominów bryły rudy zastępowano cegłą. Ale kominy zbudowane w dolnej części z brył rudy przetrwały w niektórych chatach w Wachu do okresu po drugiej wojnie światowej.

Tak jak przedstawia to rysunek,  wyglądała dawniej chata kurpiowska w naszej wsi i innych wsiach Kurpiowskiej Puszczy. Nad drzwiami wejściowymi robiono małe okienko, aby w sieni nie było ciemno. Okienko to miało szerokość jednego bala znajdującego się w ścianie nad drzwiami. Bal ten wyrzynano równo z szerokością drzwi i zastępowano wyrzniętą jego część okienkiem z trzema szybkami.

Występujące ponad dach i skrzyżowane deski umieszczone po obydwu stronach dachu chaty lub budynku gospodarczego nazywały się „śparogi”. Przytrzymywały one słomę i nie pozwalały zsuwać się jej z dachu podczas wiatru. Leżące wzdłuż całego dachu kołki nazywały się  „kożliny”. Nazwę dano im dlatego, bo wystające nad dachem ich skrzyżowane końce podobne są do rogów kozła. Kołki te przed założeniem na dach łączono ruchomo po dwa razem i zakładano na dach w ten sposób, że każdy z nich leżał po przeciwnej stronie dachu. Kołki te swoim ciężarem przytrzymywały słomę na stropie dachu  i nie pozwalały na zrywanie jej przez wiatry.

Na podwórku każdej zagrody w Wachu znajdowała się studnia zbudowana całkowicie z drewna. Jej wygląd przedstawia

 

Aby zbudować taką studnię, kopano na podwórku szeroki dół aż do warstwy wodonośnej. Gdy dokopano się do wody, w warstwie wodonośnej budowano z drewnianych bali kwadratowy otwór o boku około metra. Bale starano się wepchnąć w warstwę wodonośną na taką głębokość, na jaką było to możliwe. Im głębiej udało się te bale umieścić w warstwie wodonośnej, tym więcej wody było potem w studni. Gdy zbiornik robiony z bali w warstwie wodonośnej zawierał już dużą ilość wody, otwór budowano w górę, a dół naokoło niego zasypywano wykopaną poprzednio ziemią. Boki ograniczające otwór budowano dotąd, aż wystawały one ponad powierzchnię ziemi do wysokości około jednego metra, aby ludzie i zwierzęta nie wpadali przez nieostrożność do studni. Ze studni tak zbudowanej można już było czerpać wodę bosakiem. Ale była to praca ciężka i tylko silni mężczyźni mogli ją wykonywać. Aby czerpanie wody ze studni było lżejsze, budowano przy niej żuraw. Był on dźwignią dwustronną i maszyną prostą, która ciężką prace pozwalała wykonywać mniejszym wysiłkiem. Do tego celu wyszukiwano w lesie sosnę, której pień na wysokości kilku metrów nad ziemią rozwidlał się na dwa pnie. Z takiej sosny po odpowiedniej obróbce powstawał żuraw, który wkopywano w ziemię w pobliżu studni. Na nim ruchomo na osi zawieszano śmigę, czyli drąg, którego jeden koniec grubszy spoczywa na ziemi, a drugi cieńszy wystawał w górę nad studnią. U końca tego drąga wystającego w górę umocowywano cienki drążek zwany kluczką, a u niej drewniane wiadro. Nazwa kluczka pochodzi stąd, że na jej końcu przybijano urządzenie, które działając na zasadzie siły ciężkości zabezpieczało wiadro od zgubienia w studni podczas czerpania wody. Zamykało ono, czyli zakluczyło jakby to wiadro tak, jak  zamyka się drzwi zamkiem na klucz. Dlatego tę część żurawia nazwano kluczką. Wiadro założone na kluczkę samo nie mogło się odczepić. Dopiero po odbezpieczeniu przez człowieka urządzenia kluczki można było zdjąć z niej wiadro.

Dźwignię dwustronną ułatwiającą czerpanie wody ze studni nazwano żurawiem dlatego, że jej wygląd schematycznie przypomina postać ptaka o nazwie żuraw, który jest tak duży jak bocian, a żyje w bagnach Puszczy Kurpiowskiej. Nazwano tę dźwignię żurawiem również z tego powodu, że śmiga tej dźwigni poruszająca się na osi podczas czerpania wody, powoduje tarcie o tę oś i skrzypi, a przy tym wydaje głos podobny do głosu wydawanego przez przelatujące w górze żurawie, gdy odlatują one jesienią do ciepłych krajów, a wiosną znowu do nas powracają.

Koło studni znajdowało się zawsze drewniane koryto wydłubane w grubym pniu drzewnym, które służyło do pojenia zwierząt. Drewniane studnie dotrzymały się do zakończenia pierwszej wojny światowej. Po jej zakończeniu stopniowo zostały zastąpione studniami z betonowych kręgów. Drewniane żurawie są przy studniach używane do obecnych czasów.

Ciekawym urządzeniem w wiejskiej oborze była „stępa”.  Jej wygląd przedstawia niżej zamieszczony rysunek.

 

Stępa znajdowała się w tej części obory, która była przeznaczona na narzędzia rolnicze, czyli w szopie. Umieszczona była zawsze przy ścianie, bo pracujący przy ścianie człowiek musiał trzymać się kołka lub uchwytu w ścianie wmontowanego, aby mógł utrzymać równowagę i nie spaść ze stępy w czasie pracy. Stawało w wykroku na stąporze tak, że jedną nogę miał ustawioną po jednej stronie osi obrotu stępora, a drugą po drugiej stronie tej osi. Przenosząc rytmicznie ciężar ciała z jednej na drugą powodował podnoszenie się stępora do góry i jego opadanie w duczaj. Stępor uderzając wielokrotnie w proso wsypane do łuczaja stępy powodował przemianę tego prosa w kaszę jaglaną. Stępa służyła więc do robienia kaszy jaglanej z prosa. Ususzone w suszarniku proso wsypywano do łuczaja stępy. Pod uderzeniem stępora z prosa odstawały łuski i zamieniały się w żółtawą mąkę zwaną miękinami. Trzeba było jeszcze oddzielić otrzymaną z prosa kaszę od miękin przy pomocy sita. Miękiny używano jako domieszkę do gotowanych ziemniaków na paszę dla zwierząt. Otrzymana przy pomocy stępy kasza jaglana ma dużą wartość pokarmową dla ludzi i dlatego była chętnie przez nich spożywana. Gotowano ją w różny sposób. W dni ścisłego postu gotowano ją na gęsto tylko w posolonej wodzie, dodawano do niej trochę oleju i tak przygotowaną spożywano. W dni wolne od postu zamiast oleju dodawano do tej kaszy skwarek ze słoniny i tłuszcz ze skwarek wytopiony. Ze skwarkami ta kasza była o wiele smaczniejsza, niż z olejem. Gotowano ją również na mleku. Kasza jaglana ma tę właściwość, że po ugotowaniu długo zachowuje ciepło i powoli stygnie. Dlatego zabierano ją ze sobą jako pożywienie, gdy rodzina wybierała się dalej od domu na cały dzień do pracy przy sianokosach, żniwach lub kopaniu ziemniaków. Stępy do robienia kaszy jaglanej z prosa przetrwały do II wojny światowej. W czasie jej trwania uległy spaleniu lub zniszczeniu, a nowych od tego czasu nie budowano. Próbowano kaszę z prosa robić w nowoczesnych młynkach do kaszy. Ale kasza zrobiona w młynku nie była tak smaczna, jak kasza ze stępy.

W latach siedemdziesiątych XX wieku mieszkańcy Wacha przestali uprawiać proso. Wymaga ono troskliwej pielęgnacji. Gdy powchodzi, trzeba je plewić z zielska, a zbierać je można tylko sierpem. Przy koszeniu kosą lub maszyną wysypywało się z niego ziarno i nie było już co młócić. Ponieważ ludzie obecni żyjący zapomnieli o sierpach, musieli przestać uprawiać proso.

W oborze wiejskiej w szopie na narzędzia rolnicze znajdował się również wóz, którego drewniane koła okute tylko żelazną obręczą obracały się na drewnianych osiach. Wygląd takiego wozu przedstawia w sposób uproszczony niżej zamieszczony rysunek.

 

Do takiego wozu zaprzęgano dwa konie. W jednego konia zaprzęgniętego przy dyszlu w Wachu nie jeżdżono, jak jest to praktykowane w innych częściach Polski. Gdy w Wachu gospodarz miał tylko jednego konia, wyjmował z wozu środkowy dyszel, a zamiast niego dopinał dwa cieńsze dyszle po bokach wozu. Te dwa dyszle zwano „oloblami”. Jeden koń ciągnący wóz znajdywał się wtedy między tymi dwoma dyszlami.

Drewniane osie często pod ciężarem łamały się. Przed pierwszą wojną światową zastąpiono je stopniowo osiami metalowymi zrobionymi z żelaza. Przez to wozy stały się trwalsze i mocniejsze i można było na nich przewozić większe ciężary.

Do zwożenia siana i snopków zboża gospodarze te wozy przedłużali przy pomocy drąga zwanego rozworą. Aby drąg stał się rozworą, trzeba było odpowiednio go obrobić i wywiercić w nim dwa otwory. Jeden otwór przy grubszym końcu tego drąga, a drugi w takiej odległości od pierwszego, o ile gospodarz chciał swój wóz uczynić dłuższym. Wygląd takiej rozwory przedstawia niżej zamieszczony rysunek.

Rozwora pozwalała więc odsunąć tylnią część wozu od przedniej o taki odstęp, jaki był między otworami na rozworze. Boczne deski stanowiące skrzynię wozu zastąpiono drabinami, które na wóz zakładano w ten sposób, że jeden drąg drabiny dolny leżał tak jak deska po wewnętrznej stronie kłonic, drugi górny założony był po zewnętrznej stronie kłonic. Aby drabina nie opadała na koła, podpierano ją dwiema podporami umocowanymi na osiach wozu i kłonicach. Te podpory miały nazwę „luśniaki”. Poniższy rysunek przedstawia w uproszczony sposób wygląd wozu drabiniastego.

W ten sposób przestronny wóz stawał się dłuższy i szerszy. Można było załadować na niego więcej siana i snopków. Taki wóz był w razie potrzeby przystosowany również do przewożenia z lasu długich sosen do budowy domów i budynków gospodarczych. Do tego celu były potrzebne tylko przód i tył wozu, rozwora, dwa drągi i dwa łańcuchy. Drągi te służyły jako dźwignie jednostronne przy załadowaniu długiej sosny na wóz. Niżej zamieszczony rysunek przedstawia w uproszczony sposób taki wóz z załadowaną na nim sosną.

Do załadowania długiej sosny na wóz potrzeba było najmniej dwóch mocnych chłopów. Ale dwaj chłopi mogli tylko lżejszą sosnę na wóz załadować. Do ładowania grubszych i cięższych sosen trzeba było zatrudniać przynajmniej pięciu mocnych chłopów.

Ładowanie odbywało się w następujący sposób: Najpierw ładowano na tył wozu cieńszy koniec sosny zwanej „wierzchołkiem”. Aby tę czynność wykonać, przewracano tył wozu tak, że jedno koło leżało płasko na ziemi, a drugie było nad nim w górze. Oś tyłu wozu była wtedy ustawiona prostopadle do powierzchni ziemi. Przy pomocy drągów stosowanych wówczas jako dźwignie jednostronne nasuwano sosnę na tył wozu po równi pochyłej, którą stanowiła wtedy kłonica znajdująca się nad kołem leżącym płasko na ziemi. Gdy wierzchołek sosny został już dostatecznie nasunięty, wtedy podnoszono drągami tył wozu tak, aby obydwa jego koła stanęły znowu na ziemi. Ciężko było tę czynność wykonać. Trzeba było przy tym uważać, aby przy podnoszeniu nie połamać koła leżącego płasko na ziemi i przyciśniętego sosną. Gdy udało się tył wozu razem z leżącą na nim sosną odwrócić, cieńszy koniec sosny był na wóz załadowany. Wystający poza tył wozu wierzchołek sosny równoważył częściowo drugi grubszy jej koniec zwany „odziemkiem” i czynił go jakby lżejszym i łatwiejszym do załadowania. Ten grubszy koniec sosny ładowano na przód wozu również przy pomocy drągów stosowanych jako dźwignie jednostronne. Wyjmowano kłonnice z przodu wozu, opierano ją o koło, aby stanowiła równię pochyłą i po tak przygotowanej równi pochyłej wsuwano grubszy koniec sosny na przód wozu. Gdy ta czynność została wykonana, przywiązywano jednym łańcuchem do załadowanej na wóz sosny koniec rozwory przypiętej do przodu wozu, a drugim łańcuchem koniec skrętu wystający ku przodowi z tyłu wozu. Po takim przymocowaniu sosny doczepiano do wozu konie i wieziono sosnę z lasu do zagrody. Gdy na drodze były zakręty, które powodowały, że tył wozu znajdował się daleko za przodem mógł zjechać z drogi i zaczepić o jakoś przeszkodę, wtedy trzeba było odwiązać łańcuch mocujący skręt tyłu sosny do wozu na nim wiezionej i trzymając w rękach koniec skręta naprowadzić tył wozu tak, aby z drogi nie zjechał, aby ominął przeszkodę i o nią nie zaczepił. Taką czynność mógł wykonywać chłop silny i mający doświadczenie w przewożeniu długich sosen z lasu do zagrody.

Aby ułatwić sobie ładowanie ciężkich sosen na wozy i wykonywaną przy tym pracę uczynić lżejszą, nasi przodkowie wymyślili i zbudowali proste urządzenie, które pozwalały na wykonanie tej pracy mniejszym wysiłkiem. Jednym z takich urządzeń był „trep”, co w gwarze kurpiowskiej znaczy „schodek”. Wygląd tego urządzenia przedstawia niżej zamieszczony rysunek.

Dwaj mocni chłopi współpracując ze sobą potrafili przy pomocy tego urządzenia i dwóch drągów załadować na wóz ciężką sosnę. To urządzenie stanowiło umieszczone na coraz to większej wysokości punkty podparcia dla drągów, które dzięki temu urządzeniu były wykorzystywane jako dźwignie dwustronne współdziałające ze sobą. Ładowanie odbywało się w następujący sposób:

Po odpowiednim ustawieniu tego urządzenia obok leżącej na ziemi sosny i po podłożeniu pod jeden jej koniec drąga oraz oparciu go na najniżej położonym punkcie podparcia na „trepie”  w punkcie podparcia wyżej położonym, wsuwał go pod sosnę i podnosił ją jeszcze wyżej. Następie pierwszy chłop powtarzał czynność poprzednio wykonywaną przez drugiego chłopa, ale w punkcie podparcia jeszcze wyżej niesiony na taką wysokość, że można było pod niego podprowadzić wóz, wtedy jeden z chłopów podtrzymywał sosnę na drągu podpartym o „trep”, a drugi podstawił pod ten koniec sosny tył wozu i odpowiednio go ustawiał. Potem obaj przy pomocy tych samych drągów podpieranych o „trep” opuszczali delikatnie ten koniec sosny w dół, aż spoczął on na tyle wozu. W podobny sposób ładowali oni drugi koniec sosny na przód wozu.

Drugie urządzenie służące do ładowania długich sosen na wozy, z którego nasi przodkowie chętnie korzystali miało nazwę „lada”, a wyglądało tak, jak przedstawia je niżej zamieszczony rysunek.

„Lada” była zbudowana z dwóch mocnych dębowych bali równolegle do siebie ustawionych i zamocowanych w podstawie tak, że w szczelinę znajdującą się między tymi balami można było swobodnie wkładać dźwignię. W górnym końcu lady w szczelinę między balami był włożony klocek, do którego obydwa bale lady silnie przymocowywano. Przez obydwa bale przewiercano dwoma rzędami otwory tak, że otwory w jednym rzędzie nie znajdowały się naprzeciwko otworów w rzędzie drugim. W te otwory przy ładowaniu sosny wkładano dwa żelazne sworznie, które kolejno stanowiły punkty podparcia dla dźwigni dwustronnej wykorzystywanej przy ładowaniu sosny na wóz. Dźwignia dwustronna nie stanowiła tu zwykłego drąga. Drąg ten był odpowiednio obrobiony i w jednym końcu wzmocniony żelazną sztabą zakończoną hakiem. Na ten hak zaczepiano koniec łańcucha, którym opasana była sosna przy podnoszeniu do góry jednego jej końca.

Do załadowania sosny na wóz przy pomocy tego urządzenia potrzeba było dwóch chłopów. Gdy lada została już odpowiednio ustawiona obok sosny przeznaczonej do załadowania, a sosna opasana łańcuchem, którego koniec zaczepiano na haku dźwigni, wtedy jeden z chłopów wsuwał żelazny sworzeń w otwór lady najniżej położony. Ten sworzeń stanowił punkt podparcia dla dźwigni dwustronnej, przy której pomocy zaczynał pracować drugi chłop. Naciskał on ramię siły działania dźwigni w dół i podnosił koniec sosny trochę do góry. Wtedy pierwszy chłop wsuwał drugi sworzeń w otwór lady trochę wyżej położony, ale znajdujący się w rzędzie otworów wywierconych po stronie ramienia siły oporu dźwigni, a więc w innym rzędzie, niż tkwił już sworzeń poprzednio wsunięty. Ten drugi sworzeń zabezpieczał dźwignię i uwiązaną do niej sosnę od opadnięcia w dół, a jednocześnie umożliwiał podnieść ramię siły działania dźwigni do góry i przestawić pierwszy sworzeń o jeden otwór wyżej. Gdy przestawienie sworznia zostało wykonane, wtedy znowu naciskano ramię siły działania dźwigni w dół, a koniec sosny podnosił się przy tym w górę na większą niż poprzednio wysokość. Następnie czynność związane z pracą dźwigni powtarzały się, aż koniec sosny podniósł się na taką wysokość, że można było podstawić pod niego tył wozu i lekko na ten koniec opuścić. Podobnie ładowano drugi koniec sosny na przód wozu. Zaletą urządzenia zwanego ladą było to że dźwignia dwustronna w tym urządzeniu zastosowana miała krótkie ramię siły oporu, a stosunkowo długie ramię siły działania, co zgodnie z prawem fizyki pozwalało ciężką pracę wykonać małym wysiłkiem.

 

Mieszkańcy Wacha dawniej nie uczyli się fizyki i teoretycznie nie znali jej praw, ale praktycznie umieli z praw fizyki korzystać i bardzo często z nich korzystali.

Należy jeszcze nadmienić, że nasi przodkowie te długie sosny przywożone z lasu do zagrody umieli nie tylko ociosywać siekierą i toporem, przerzynać piłą w poprzek na odpowiednio długie kawałki potrzebne przy budowie, ale umieli również ręczną piłą przerzynać te sosny wzdłuż na bale, krawędziaki, łaty i deski. Piła do przerzynania sosen wzdłuż miała nazwę „żelazko” albo „tracka piła”. Miała specyficzny kształt i była w odpowiedni sposób ostrzona. Pracę wykonywaną taką piłą nazywano „tarciem”, a dwóch ludzi, którzy taką piłą pracowali nazywano „traczami”. Niżej zamieszczony rysunek przedstawia „traczy”, którzy taką piłą „tarli” sosny na deski, na łaty i krawędziaki.

Sosnę na stołki zakładano przy pomocy „trepa” lub „lady”. Aby sosna stabilnie leżała na stołkach, jeden jej koniec opasywano łańcuchem i obciążano ciężkim klockiem zwanym „dugą”.

Dopóki w Wachu nie były znane piły, mieszkańcy naszej wsi w dawnych czasach przygotowywali sobie deski w inny sposób. Z odpowiednio dobranego kawałka sosny i nie posiadającego sęków odłupywali, czyli oddzielali przy pomocy siekiery i klinów cienkie warstwy drewna. Była to praca trudna i nie zawsze dawała spodziewany efekt, bo często oddzierana warstwa pękała wzdłuż lub łamała się w poprzek. Ale czasem po mozolnych zabiegach udawało się otrzymać w ten sposób kilka desek. Tak uzyskane deski nazywano „dranicami” lub „deskami dartymi”.

 

Wracam jeszcze na chwilę do opisanych wyżej wiejskich wozów, które przez wiele lat dobrze służyły mieszkańcom naszej wsi w pracy i podróży. Chociaż były one budowane z drewna i tylko trochę wzmacniane elementami żelaznymi,  w ostatnim okresie ich istnienia po II wojnie światowej nazwano je wozami – żelaźniakami. Ujemną cechą tych wozów było to, że w Wachowskich piaskach i błotach koła ich głęboko się zapadały i trudno było koniom te wozy ciągnąć. Ale po twardym gruncie toczyły się dość lekko. Wozy te w opisanej wyżej postaci przetrwały do 1945 roku i dopiero w okresie po II wojnie światowej zostały stopniowo zastępowane przez wozy na kołach ogumionych, czyli przez tak zwane pospolicie wozy – gumaki.

Taką dźwignię do ważenia nazywano „przeźniar”. Była ona zrobiona z pnia drzewnego w ten sposób, że w jednym końcu zostawiano krótka część tego pnia bez ociosywania go, drugi koniec kilkanaście razy dłuższy od poprzedniego ociosywano i obrabiano na kształt kija i na jego końcu przymocowywano hak żelazny. Wkładano na ten kij ruchome kółko metalowe lub ze sznurka, aby dźwignia miała punkt podparcia. Tak przygotowaną dźwignię, trzeba było jeszcze wycechować przy pomocy odpowiednich ciężarów zważonych na innej wadze i ponacinać na długim jej końcu kreski w odpowiednich miejscach. Po dokonaniu tej czynności dźwignia – „przeźniar” nadawała się do użytku. Odważano na niej chleb przy pożyczaniu go od sąsiadów, wełnę, len, przędzę lnianą wełnianą przed farbowaniem i inne produkty o małym ciężarze. Taka waga używana była tylko w domach wiejskich w rozliczeniach między sąsiadami. W handlu stosowane były wagi precyzyjnie wykonane, które odważały produkty z większą dokładnością.

Te naczynia drewniane i wagi spotkać można było najczęściej w oborze i stodole. Dlatego w tym miejscu pozwoliłem sobie je opisać. Ale można było je spotkać również w domu mieszkalnym, w komorach i na strychach.

Bardzo przydatną maszyną w gospodarstwie rolnym był kierat, ponieważ umożliwiał on wykorzystanie siły koni do uruchomienia młockarni, sieczkarni, młynków i innych maszyn. Kierat ustawiano najczęściej w pobliżu klepiska stodoły. Znajdowało się ono w środkowej części stodoły i było robione dawniej z gliny, potem z drewnianych bali, a ostatnio z betonu. Dlatego kierat ustawiano w pobliżu klepiska stodoły, bo na klepisku można było ustawiać różne maszyny. Przy pomocy dwóch żelaznych drągów i specjalnych przegubowych łączy można było podłączyć te maszyny do kieratu  i wykorzystując go oraz siłę koni, je uruchamiać, aby wykonywały potrzebną w gospodarstwie rolnym pracę. Wygląd kieratu w uproszczony sposób przedstawia niżej zamieszczony rysunek.

Pierwsze kieraty pojawiły się w Wachu po I wojnie światowej. Ale zakupili je i ustawili w swoich gospodarstwach tylko bogatsi gospodarze. Gospodarze mniej zamożni nadal posiadane sieczkarnie i ziarna uruchamiali własnymi rękami. Tylko do młócenia zboża pożyczali młockarnię i kierat od bogatszego sąsiada. Za wypożyczenie tych maszyn bogaty sąsiad pobierał jako zapłatę ustaloną według umowy pewną ilość zboża. Jest mi wiadomo, że w tym okresie posiadacz  młockarni, kieratu i pary koni, gdy przyszedł z tymi maszynami i końmi do drugiego gospodarza i młócił zboże przez cały dzień od wschodu do zachodu słońca, to za taki dzień pracy swojej, koni i maszyn pobierał jako zapłatę jeden kwintal żyta, czyli 100 kg tego zboża. Oprócz tego właściciel maszyn i konie otrzymywali wyżywienie w tym dniu, w którym u sąsiada pracowali.

Po drugiej wojnie światowej prawie wszyscy rolnicy w Wachu zakupili i ustawili w swoich zagrodach kieraty i przy pomocy maszyn poruszanych kieratem i siłą koni ułatwiali sobie różne prace w gospodarstwie rolnym. Tak było do 1960 roku. W tym roku przeprowadzono elektryfikację naszej wsi. Ale nie wszystkie gospodarstwa rolne zostały wtedy podłączone do sieci elektrycznej. Gospodarstwa położone z dala od głównych dróg nie zostały elektryfikacją objęte. Takich gospodarstw pozostało w Wachu jeszcze sporo, a najwięcej w Zakobiałkach, Taborach i Zabaraniu. Wśród tych, którym prąd do domów doprowadzono, tylko kilku gospodarzy miało założone punkty siłowe w swoich gospodarstwach. Gdy z tych punktów korzystali włączając do nich silniki elektryczne, spadało napięcie w sieci elektrycznej w całej wsi i żarówki w domach świeciły bardzo słabo. Dopiero w 1976 roku w naszej wsi wymienione zostały przewody elektryczne na słupach na grubsze. Podłączono wszystkie domy i gospodarstwa rolne do sieci elektrycznej, a punkty siłowe założono we wszystkich tych gospodarstwach rolnych,  których właściciele chcieli. Od tego czasu miejsce kieratów w Wachu zajęły silniki elektryczne, a kieraty zostały usunięte z honorowych miejsc, które dotąd  zajmowały. Stoją one teraz w kątach podwórek, a często poza podwórkiem w lesie i niszczeją pod działaniem atmosferycznym. Choć obecnie kieraty nikomu nie są potrzebne, to jednak trzeba o nich powiedzieć, że w minionym okresie pożytecznie służyły ludziom i dobrze spełniły swoje zadanie.

Po obejrzeniu w wiejskiej oborze stępy i wozu zobaczymy jeszcze inne narzędzia, które dawniej tam się znajdowały. Narzędziem rolniczym przechowywanym w oborze w szopie była służąca do orania pola socha. Orać sochą było ciężką pracą dla wołów lub koni, a także dla człowieka. Człowiek musiał ostrze sochy mocno wpychać w ziemię. Gdy tego nie czynił socha nie zagłębiała się grunt i ziemia nie spulchniała. Okładnica sochy była zrobiona z drewnianej deski i nie odwracała skiby, jak czyni to obecny pług. Przesuwała tylko skibę o kilkanaście centymetrów i w ten sposób ziemię spulchniała. Grądziel sochy sporządzono z drzewa, którego pień miał już kilkanaście centymetrów grubości, a korzenie tego drzewa rozwidlały się promieniście. Takie drzewo trzeba było w lesie wyszukać, a można je było znaleźć najczęściej na terenie bagnistym, bo tam korzenie drzew rozrastają się promieniście pod powierzchnią ziemi i nie wrastają głęboko w ziemię, gdyż mają dostatecznie dużo wilgoci pod powierzchnią ziemi. Socha w Wachu była jeszcze używana do orki na początku XX wieku przed I wojną światową, która rozpoczęła się w 1914 roku. Ale już w tym okresie stopniowo zaczęto zastępować sochę pługiem, który mieszkańcy Wacha nazywali „amerykiem” i jeszcze obecnie tak pług nazywają.

Szopa w oborze była również miejscem, gdzie przechowywano drewniane brony. Drewniana brona była całkowicie zbudowana z drzewa i nie było w niej ani odrobiny metalu. Jej konstrukcję nośną stanowił wygięty w półkole drewniany pręt. Do niego przytwierdzano rzędami, po trzy w rzędzie, cieńsze pręty. Do tych cieńszych prętów przymocowywano przy pomocy wikliny drewniane kołki stanowiące zęby brony. Poniższy rysunek przedstawia wygląd takiej drewnianej brony.

Takie drewniane brony były jeszcze używane w naszej wsi przez kilka lat po I wojnie światowej. Ale już w tym okresie stopniowo zastępowano je bronami drewniano – żelaznymi. Konstrukcja tej brony była budowana z drewnianych krawędziaków, ale wmontowywano w nią zęby żelazne. Niżej zamieszczony rysunek przedstawia wygląd brony drewniano – żelaznej.

Zęby bron, podobnie jak u bron drewnianych, nie były ustawione prostopadle do płaszczyzny brony, tylko lekko pochylały się pod kątem ostrym ku przodowi brony. Nachylenie zębów brony pod kątem ostrym nadawało bronie taką właściwość, że nie wlokła się ona za koniem równo, tylko kołysała się na przemian w lewo i w prawo w czasie bronowania. Przez to lepiej spulchniała ziemię i dokładniej zasypywała ziemią rozsiane na polu ziarno. Brony drewniano – żelazne w ostatnich latach przed II wojną światową zostały stopniowo zastąpione przez brony żelazne, jakich używa się w czasach obecnych.

 

W oborze warto jeszcze zajrzeć do stodoły. Tam można było zobaczyć „cepy” wiszące na kołku w ścianie przy bramie do stodoły,  którą nazywano „wierzeję”. Cepy przez długie lata służyły naszym przodkom do młócenia zboża. Ich wygląd przedstawia zamieszczony rysunek.

 

Cepy składały się z bijaka, gązewki, dzierżaka i troków. Gązewka łączyła ruchomo bijak z dzierżakiem. Dzięki niej bijak mógł się obracać się naokoło dzierżaka. Gązewkę robiono z paska mocnej i trochę grubszej skóry. Pasek trzeba było zawinąć na dłoni podwójnie w kształt koła, koło spłaszczyć i przeszyć trokiem. Troki mogły być też robione ze skóry, jak sznurowadła do butów. Ale najmocniejsze troki były ze skóry węgorza, bo były cienkie i bardzo mocne. Do gązewki w jednym jej końcu przymocowywano trokiem bijak, a w drugim dzierżak. I już cepy były gotowe. Żeby jednak tymi cepami było wygodnie młócić zboże, bijak i dzierżak musiały mieć dokładnie wymierzoną długość. Dzierżak musiał być równy wzrostowi chłopa, który tymi cepami miał młócić. Długość bijaka musiała być tyle razy większa od szerokości dłoni tego chłopa, ile jest słów (zwrotów) w następującym tekście:

 

„Pojadziem     do bory.            A po co?       Po drewno.      A po jakie? 

Po dębowe.      A do czego?     Do bijaka,    by wisiało         u dzierżaka. „

 

Wypadało więc dziesięć szerokości dłoni. Ale chłop tych szerokości nie liczył. Wymawiając słowo „pojadziem” chwytał prawą dłonią za koniec pręta przeznaczonego na bijak. Potem wymawiał słowa „do boru” i nad prawą ręką chwytał bijak ręką lewą. Przy następnych słowach chwytał znowu prawą ręką nad lewą. I tak przy każdym kolejno wypowiedzianym słowie przekładał na bijaku dłonie aż do ostatniego słowa tekstu. Jeśli pręt przeznaczony na bijak był dłuższy, niż wymierzona przy tej ceremonii długość bijaka, ten wystający za ostatnio położoną dłonią kawałek pręta należało odciąć i wyrzucić. Jeśli pręt na bijak okazywałby się za krótki, należało poszukać innego dłuższego. Tak wymierzonymi cepami było wygodnie młócić zboże. Cepami młócono zboże jeszcze przez kilka lat po I wojnie światowej, czyli przed 1939 rokiem, cepy zostały zastąpione młockarnią poruszaną przy pomocy kierata i siły koni. Po drugiej wojnie światowej młockarnię konną stopniowo zastąpiła młockarnia wieloczynnościowa poruszana silnikiem spalinowym lub elektrycznym.  W latach osiemdziesiątych XX wieku niektórzy rolnicy w Wachu kosili i młócili zboże przy pomocy kombajnu.

W dawnych latach można było spotkać w stodole proste urządzenia do cięcia słomy na sieczkę. Nazywano je „lada”. Uproszczony rysunek tego urządzenia zamieszczam niżej.

Składało się ono z rynny zrobionej z trzech desek i umocowanej na czterech nogach znajdujących się po bokach rynny. Nogi w dolnej części miały poprzeczkę i wsporniki, które zapewniały całej ladzie stabilność. Z przodu lady umocowana była do jednej nogi kosa. Umocowanie przytrzymywało kosę przy jej śpiczastym końcu tak, że można było kosą wykonywać ruchy w dół i do góry. Gospodarz włożoną do rynienki słomę przytrzymywał prawą ręką, lewą zaś naciskał kosę do dołu i w ten sposób, podsuwając słomę do kosy, odcinał krótkie kawałki słomy i przemieniał ją na sieczkę potrzebną przy karmieniu zwierząt.

Takie lady do sieczki używane były w Wachu jeszcze w ostatnich dziesiątkach lat XIX wieku. Od tego czasu stopniowo zastępowały je sieczkarnie takie jak, są używane do dzisiejszych czasów. Pierwsze takie maszyny z wałkiem do pobierania słomy, z kołami zębatymi, przekładnią, kołem zamachowym i nożami do cięcia słomy na sieczkę (noże te nazywano „rzezaki”) były poruszane najpierw ręcznie siłą mięśni człowieka. Po I wojnie światowej do ich uruchomiania zastosowano kierat i siłę koni, a po Ii wojnie światowej silniki spalinowe i elektryczne.

 

W dawnych czasach w każdej stodole znajdowała się drewniana szufla i okrągłe sito, które nazywano „przetakiem”. Rysunki tych przedmiotów zamieszczam obok.

Drewniana szufla była zrobiona z jednego kawałka drewna i służyła nie tylko do nasypywania zboża, ale była przydatna do oddzielania ziarna od plew, gdyż po wymłóceniu zboże cepami było ono zmieszane z plewami. Aby zboże oczyścić od plew, gospodarz czekał na pomyślny wiatr, który wiał prosto w wierzeje stodoły. Gospodarz otwierał wtedy wierzeje stodoły po obu stronach klepiska, nabierał na drewnianą szuflę trochę wymłóconego cepami zboża i rzucał je w górę pod wiatr. Ciężkie ziarno leciało pod wiatr i opadało na klepisko. Lekkie plewy wiatr unosił w przeciwnym kierunku i pozwalał im opadać po drugiej stronie klepiska. W ten sposób gospodarze w Wachu i innych wsiach dawniej oczyszczali z plew wymłócone cepami zboże. Tak otrzymane ziarno było jeszcze zanieczyszczone piaskiem i nasionami chwastów. Do oczyszczania go z nasion chwastów i piasku służył przetak. Było to naczynie o kształcie walca. Jego boczna powierzchnia była zrobiona z cieniutkiej drewnianej deseczki wygiętej w kształt walca, a dno stanowiła druciana siatka, której gęstość kratek była tak dobrana, że ziarna zboża na dnie przetaka zatrzymywały się, a piasek i nasiona chwastów przedostawały się pod siatkę przetaka i w czasie przesiewania zboża upadały na ziemię. Czyste od chwastów i piasku zboże zsypywano do worka i dopiero po takich zabiegach nadawało się ono do mielenia na mąkę. Przesiewanie zboża przetakiem było żmudną pracą wykonywaną ręcznie. Ale tak czyszczono zboże w Wachu i innych wsiach jeszcze w latach dwudziestych po I wojnie światowej. Pod koniec lat dwudziestych tego okresu w naszej wsi pojawiła się do czyszczenia maszyna ręcznie poruszana za pomocą korby. Była to wialnia, a nazywano ją w Wachu „ziewka”. Po drugiej wojnie światowej wialnie wyszły z użycia, ponieważ czyszczenia zboża dokonuje podczas młócenia wieloczynnościowa młockarnia lub kombajn.

Wymłócone zboże trzeba było zmierzyć. Nie ważono go dawniej na wadze, lecz mierzono na korce. Korzec był miarą pojemności. Jego ciężar jest w przybliżeniu równy jednemu centnarowi metrycznemu, czyli 100 kilogramów. Korzec żyta lub ziemniaków ważą prawie dokładnie po 100 kilogramów. Natomiast korzec pszenicy jest od 100 kg o wiele cięższy, a korzec owsa lub gryki jest od 100 kg o dużo lżejszy.

 

Korzec dzielił się na cztery ćwiartki, ćwiartka zawierała osiem garncy, garniec miał cztery kwarty, a kwarta cztery kwaterki (czyli szklanki). Kwarta była więc trochę mniejsza od obecnie używanego litra.

Zborze mierzono w Wachu na korce przed rozbiorami za czasów królów polskich, potem w okresie rozbiorów, a nawet jeszcze na początku lat dwudziestych po I wojnie światowej.

Do mierzenia zboża używano naczyń drewnianych o odpowiednio dobranej pojemności. Kształt tych naczyń był różny, ale miały one zawsze jednakową pojemność. Naczynia te robiono z kłody drzewnej, której wnętrze wydłubywano, a dno wprawiano z deski. Na naczynia pomiarowe wyszukiwano takie drzewa, które pod korą były zdrowe, a wnętrze miały spróchniałe, bo takie wnętrze łatwiej można było wydłubać. Najbardziej do tego nadawały się do tego celu pnie starych wierzb, ale i pnie innych drzew też do tego celu wykorzystywano.

Większe ilości zboża przechowywano w beczkach zrobionych przemyślnie ze słomy wiązanej korzeniami sosnowymi lub wikliną. Beczkę taką nazywano słomianką, a mieściło się w niej w zależności od potrzeb, około pięciu korcy zboża. Miary ćwiartki i garnice robione były z drewna, natomiast kwarty i kwaterki lepiono z gliny tak, jak obecnie robi się jeszcze doniczki do kwiatów. Z gliny robione były dawniej miski, garnki do gotowania, dzbanki i dzieżki. Te ostatnie służyły do przechowywania mleka. A łyżki, którymi jedzono, też były dawniej robione z drzewa. Do dojenia krów używano dawniej naczynia drewnianego, a nazywano je „skopek”. Podobne ono było kształtem i wielkością do garnca, a różniło się przeznaczeniem. Niżej zamieszczam uproszczone rysunki słomianki i miar pojemności.

Najstarsze drewniane naczynia robione były z pni drzewnych wewnątrz wydłubanych, a nazywano je ogólnie „kadłubki” bez względu na wielkość naczynia. Ponieważ znalezienie odpowiedniego pnia drzewa nadającego się na naczynie drewniane nie było rzeczą łatwą, a potrzeba posiadania naczyń wzrastała, w późniejszym okresie zaczęto wyrabiać naczynia z drewnianych klepek. Z klepek tych po odpowiednim ich obrobieniu, dopasowaniu do siebie i do dna naczynia, składano naczynie. Aby klepki nie rozsypywały się, opasywano naczynie obręczami drewnianymi, które mocno całe naczynie ściskały tak, że woda między połączeniami klepek nie przeciekała. W późniejszym okresie drewniane obręcze zastąpiono obręczami żelaznymi, bo były mocniejsze i bardziej trwałe. Te drewniane naczynia z klepek miały charakterystyczny kształt. U jednych dno było szersze od górnego otworu, u drugich dno węższe, a górny otwór szerszy. Taki kształt naczyń ułatwiał nabijanie na te naczynia obręczy ściskających klepki, z których te naczynia były zrobione.

Drewniane balie do prania, wiadra do wody, kierzonki do robienia masła, cebry do pojenia, cebrzyki do mycia się, zastępujące dzisiejsze miednice, były używane w Wachu jeszcze w latach dwudziestych po I wojnie światowej.

Wyrabianiem naczyń drewnianych z klepek zajmowali się wyspecjalizowani rzemieślnicy zwani bednarzami. Umieli oni robić naczynia z prostych klepek i z klepek giętych. Gięte klepki służyły do robienia beczek, które od innych naczyń tym się różniły, że ich dno i górny otwór miały jednakową średnicę. Aby można było nabijać na beczki ściskające je obręcze, beczka musiała mieć wypukłą powierzchnię boczną. Niżej zamieszczam uproszczone rysunki drewnianych naczyń z klepki.

Rysunek kierzonki wykonałem podwójny, aby na rysunku z prawej strony pokazać wnętrze kierzonki i umieszczenie krążka – mieszadła w tym wnętrzu.

Mierzenie zboża na korce, ćwiartki i garnce nie było dokładne. W celach handlowych zaczęto zboże mierzyć na wadze. Za czasów carskich i jeszcze po I wojnie światowej, dopóki nie weszły w użycie metryczne miary ciężaru, używane były w Wachu dawne rosyjskie miary ciężaru. Były to pudy, funty i łuty. Jeden pud zawierał 40 funtów, a jeden funt miał 10 łutów.

Choć te miary ciężaru dawno już wyszły z użycia i zostały zapomniane, a tylko starzy ludzie je pamiętają, to obecnie niektórzy ludzie czasem jeszcze mierzą przy pomocy łutów, ale już nie ciężar ciał, tylko szczęście. Gdy komuś w życiu coś powiedzie, ma zwyczaj mówić: „Miałem przy tym łut szczęścia”.

W porównaniu z miarami metrycznymi jeden pud równał się w przybliżeniu 16 kilogramów, a 2 ½ funta stanowiło ciężar równy około 1 kilograma. Natomiast ciężar jednego łuta był w przybliżeniu równy około 4 dekagramy.

Do odmierzania pudów, funtów i łutów służyły wagi sprężynowe z wycechowaną skalą i wskazówką. Choć nie odmierzały one dokładnie ciężaru, były wygodne w użyciu, bo nie wymagały odważników.

Do odmierzania funtów była również używana dźwignia drewniana, którą ludzie sami domowym sposobem sporządzali. Wyglądała  ona tak, jak przedstawia ją niżej zamieszczony rysunek.

Dawne zagrody wiejskie w Wachu (2)

 

 

 

 

Frywolitki i sztuka Laury Bziukiewicz
Kurpiowska Biżuteria
Kurpiowska Biesiada
Kurpiowskie ozdoby Wielkanocne
Kurpiowska Puszcz Zielona

Laura Bziukiewicz w TVP2 - Pytanie na śniadanie - Kolczyki frywolitkowe

U BURSZTYNA - Moda na Mazowsze

80
78

1. Brama (wrota) i furtka na podwórko.

2. Ogródek kwiatowy.

3. Dom mieszkalny.

4. Stajnia dla koni.

5. Buda dla psa.

6. Drut dla psa.

7. Brama i furtka do obory.

8. Obora dla krów.

9. Obora dla owiec.

10. Stodoła.

11. Szopa na narzędzia rolnicze.

12. Kurnik.

13. Chlewnia dla świń.

14. Ogrodzenie.

15. Studnia.

Plan domu mieszkalnego w Wachu.

Dawna chata kurpiowska w Wachu.

78
78

1. Studnia z drewnianych bali

2. Drewniane wiadro

3. Kluczka

4. Śmiga

5. Żuraw

6. Koryto do pojenia zwierząt

Starodawna studnia w Wachu.

78

1. Duczaj

2. Stąpor

3. Słupki, na których stąpor był umieszczony ruchomo na osi.

4. Kołek w ścianie, którego trzymał się człowiek pracujący na stępie, aby mógł utrzymać równowagę i nie spaść ze stępy w czasie pracy.

Stępa do robienia kaszy z prosa.

78

Wóz na drewnianych osiach.

78

Rozwora

78

Wóz drabiniasty

78

1. Rozwora

2. Skręt

3. Łańcuchy

78

1. Trep

2. Drągi

3. Sosna

78

1. Lada

2. Dźwignia

3. Sworznie

4. Łańcuch

5. Sosna

78
78

1. Stołki

2. Sosna

3. Łańcuch

4. Duga

5. Żelazko  - piła

6. Tracze

Przeźniar albo Beznar

78

Kierat

78

Socha

78

Brona drewniana

Brona drewniano – żelazna

78
78

Cepy

 

1. Bijak

2. Gązewka

3. Dzierżka

4. Troki do łączenia części cepów

78

Dawna lada do sieczki.

78

Szufla drewniana

Przetak – (sito)

78
78

Słomianka do zboża

Ćwiartka

¼ korca

Garniec

1/8 ćwiartki

Kwarta

¼ garnca

Kwaterka

1\4 kwarty

Skopek do dojenia krów

78
78
78
78
78
78

Beczka

(do kapusty)

Balia (do prania)

Ceber

(do pojenia zwierząt)

Cebrzyk

(do mycia się)

Kierzonka (do robienia masła) - tłucka

Wiadro

(do wody)

78
78
78
78
78
78

Muzeum Kurpiowskie w Wachu

Lekcje i pokazy

Facebook - sklepik EtnoKurpie

Cennik

Biblioteka kurpiowska

Regulaminy

Foto - Muzeum

Aktualności - blog

Facebook - Muzeum Kurpiowskie w Wachu

U szewca i rymarz

W domu

W zagrodzie

U stolarza i cieśli

U kowala

Kontakt z nami

Jak do nas dojechać

W stajni i powozowni

Tkactwo

Strój

Rzemiosło

U bartnika

kurpie.com.pl/

strona główna

Muzeum Kurpiowskie w Wachu

Lekcje i pokazy

Jak do nas dojechać

Kontakt z nami

Kurpie - Puszcza Zielona

Zdzisław Bziukiewicz

Galeria Foto z Kurpi

Wyroby ludowe z Kurpi

Bursztynowe wyroby z Kurpi

Laura Bziukiewicz

Historia i etnografia Kurpi

Folklor Kurpiowski

Gwara Kurpiowska

Bursztyn Kurpiowski

Skanseny i muzea

Wielkanocne Etno-Kurpie

Etno-Kurpie na choinkę

Prasa, TV, filmy o nas

www.frywolitka.pl